WYBRANE PROBLEMY FILOZOFII CZŁOWIEKA - Wykłady - JÓZEF TISCHNER
JÓZEF TISCHNER – WYBRANE PROBLEMY FILOZOFII CZŁOWIEKA
Znalazłem w swoich notatkach, które przywiozłem z Polski dwadzieścia lat temu, skrypt wykładów księdza profesora Józef Tischnera zatytułowany „Wybrane problemy z filozofii człowieka”. Publikacja jest pożółkła i rozpada się, bo papier na którym wydrukowano wykłady Profesora jest marnej jakości.
Ponieważ czasami bywam człowiekiem skrupulatnym, na frontowej stronie, niebieskim długopisem zrobiona jest przeze mnie notatka, która mówi, że zakupiłem wspomniany skrypt 28 kwietnia 1983 roku za 680 złotych w Krakowie.
Gdy patrzę na ten rozpadający się zbiór tekstów Profesora, wydany oryginalnie przez Wydział Filozofii Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie w roku 1982, mam nieodparte wrażenie, że rzeczy takie jak ta publikacja zatrzymują czas i proces przemijania. Pozwalają nam też sterować pamięcią w rejony wydawałoby się nie tylko czasowo odległe, ale nawet częściowo zapomniane.
Nie trzeba było być studentem Tischnera, żeby wiedzieć albo słyszeć o jego niebywałych umiejętnościach wykładowcy. Tischnerowski sposób mówienia, a w istocie rozważania problemów filozoficznych był tak niebywale fascynujący, że przyciągał tłumy na jego wykłady, kazania i odczyty. Potrafił znaleźć sposób wykładania akceptowalny dla każdego, bez względu na wykształcenie, przygotowanie czy zainteresowania słuchacza.
Jego wykłady spisywano, nagrywano, wydawano jako szczególnie ważne i warte zachowania i przekazania innym. Robili to szeregowi studenci, wiernie śledzący każdy jego wykład, ale też ludzie zawodowo trudniący się filozofowaniem czy publikowaniem i wydawaniem tekstów.
Zbiór wykładów, który Państwu pragnę przedstawić w wielu kolejnych odcinkach pozwala nam, przynajmniej w jakimś śladowym wymiarze, doświadczyć tej niesamowitej osoby, jaką był Tischner i jego unikalnej metody prowadzenia wykładów.
***
Zacznijmy od rozdziału pierwszego zatytułowanego:
PERSPEKTYWY BADAWCZE
Emanuel Kant sformułował cztery główne pytania filozofii:
Pytanie pierwsze – co mogę wiedzieć? (pytaniem tym zajmuje się szczególnie filozofia poznania)
Pytanie drugie – co powinienem czynic? (jest to pytanie etyki)
Pytanie trzecie – na co mogę mieć nadzieję? (pytanie to nie znajduje w filozofii odrębnego działu, który zajmowałby się utopiami, to znaczy teorią tego, w co człowiek wierzy i na co człowiek może mieć i ma nadzieję)
Pytanie czwarte – kim jest człowiek? (pytanie to jest w oczywisty sposób przedmiotem rozważań filozofii człowieka)
***
Właściwie wokół tego ostatniego pytania obraca się cała filozofia człowieka i ono będzie też tematem naszej refleksji w tym cyklu wykładów. W rozważaniach filozofii człowieka krzyżują się ze sobą dwie postawy:
- jedna opisuje doświadczenie człowieka, to znaczy to, w jaki sposób człowiek doświadcza samego siebie
- i druga „postawa rozumiejąca”, w której chodzi o to, ażeby owe „doświadczenia” tak lub inaczej zrozumieć.
Czym innym jest przecież doświadczanie czegoś, a czym innym zrozumienie tego, czego doświadczamy. Rozumienie i doświadczenie rozumienia krzyżują się ze sobą. W tych wykładach z filozofii człowieka będziemy przechodzić od postawy rozumienia człowieka do postawy opisu doświadczenia i od postawy opisu doświadczenia do postawy rozumienia.
W filozofii człowieka natrafiamy na dwa podstawowe pojęcia, służące do rozumienia człowieka. Ściśle mówiąc, z tych dwóch podstawowych terminów wywodzą się wszystkie inne pojęcia służące rozumieniu.
Pierwsze pojęcie znajduje swoje źródło w pytaniu: „skąd wziął się człowiek”?
Wiąże się to z pewnym założeniem, które jest zarówno założeniem filozofii jak i założeniem myśli przednaukowej – aby wyjaśnić cokolwiek, musimy zgłębić przyczyny, wskazać źródła. Aby wiedzieć, czym coś jest, trzeba wiedzieć, skąd się to „coś” wzięło.
Drugie pojęcie, integralnie związane jest z pytaniem – dokąd? Albo bardziej szczegółowo – jaką nadzieję może mieć człowiek? Do jakiej nadziei ma człowiek prawo?
Mniej ważne jest skąd człowiek wyszedł, ważniejsze jest dokąd zmierza. Jest to myśl, na którą w filozofii szczególną wagę kładł Platon, który cały punkt ciężkości swojej myśli umieścił w pytaniu – dokąd?
Mówił wprawdzie także o tym – skąd? Wiadomo przecież jest, że platońskie dusze przepreegzystowały w świecie idei, ale punktem ciężkości była zawsze sprawa – dokąd?
Jeszcze mocniej ten wymiar myśli został zaakcentowany w chrześcijaństwie. Jest ono, można powiedzieć, jakimś ogromnym zwycięstwem nadziei nad pamięcią. Nie jest ważne to, co było. Nie jest ważne skąd człowiek się wywodził, z jakiego raju został wygnany. Ważne jest do jakiego raju, do jakiego celu człowiek zmierza.
Ale jest też trzecie pytanie. Usiłuje się nim zgłębić kwestię - czym człowiek jest? Czym jest teraz?
Pytanie to jest jak gdyby opisujące, nie chce ono niczego więcej poza tym, w jaki sposób ukazać fenomen ludzki, a ukazać fenomen ludzki – człowiek znaczy antropos – to znaczy pokazać tak zwane atropina, czyli te właściwości, które są właściwościami specyficznie ludzkimi – takimi, które czynią człowieka człowiekiem.
Ale co to znaczy, że coś czyni człowieka człowiekiem? Tutaj znowu natrafiamy na rozmaite metody postępowania filozofii. Myślenie filozoficzne idzie w następujących kierunkach:
- pokazuje czym człowiek różni się od Boga,
- od innych stworzeń w tym od zwierząt
- kim człowiek jest sam w sobie
- kim człowiek jest sam dla siebie.
Ostatnio szczególnie popularna, zwłaszcza w kręgach przyrodników, stała się druga metoda postępowania. Dąży ona do wskazania na rozmaite właściwości, rozmaite cechy, wyróżniające człowieka od zwierząt. Mówi się na przykład, że posiada on swoistą inteligencję, której brak światu zwierzęcemu – rozum, wolną wolę i tak dalej. Ale można jeszcze inaczej. Można dążyć do tego, aby człowieka opisać w nim samym, niezależnie od tego, kim jest w stosunku do Boga i zwierząt. Dążenie to jest szczególnie interesujące. Dlaczego?
Jeżeli na przykład weźmiemy pod uwagę stosunek człowieka do zwierzęcia, to może się zdarzyć, że my tych specyficznych rysów ludzkich nie uchwycimy. Może nam się przecież na obraz człowieka narzucić model zwierzęcia i możemy mówić, że człowiek jest doskonałym zwierzęciem:
zwierzę ma inteligencję i człowiek ma inteligencję
zwierzę ma instynkt i człowiek ma instynkt
Możemy wtedy, opisując człowieka, jedynie podnosić do potęgi właściwości obserwowane u zwierząt. W starożytnej Grecji, sofiści skonstruowali kiedyś definicję człowieka, iż jest to „zwierzę dwunożne, nieopierzone”. Z punktu widzenia formalnego i merytorycznego definicja ta jest słuszna i jakkolwiek dotyczy tylko i wyłącznie człowieka to przecież o specyfice osoby ludzkiej nie mówi nic.
Stąd istnieje w filozofii, od dawien dawna, dążność aby wychwycić w człowieku to, co jest specyficznie ludzkie, czego ni Ema ani Bóg, ani zwierzę.
Trzeba nazwać człowieka imieniem własnym. W ten sposób dopiero, wychodząc od takiej nazwy, od własnego imienia człowieka, można będzie robić takie czy inne porównania.
Część 2 – kontynuacja
Gdy będziemy już mieli w nazwie to, co jest dla człowieka istotne, wtedy porównania nie będą się wiązały z niebezpieczeństwem zamazywania różnic. Metodę taką możemy nazwać metodą „topologiczną” od terminu TOPOS – miejsce. Idzie w niej o pokazanie miejsca człowieka pośród tego, co istnieje.
Czy taka tendencja ma szansę na powodzenie?
Nie jest to w żadnym razi sprawa prosta – dlaczego? Ponieważ zawsze tak się dzieje, że umysł człowieka jest nastawiony przede wszystkim na obserwowanie tego, co się dzieje na zewnątrz człowieka.. Umysł ludzki przede wszystkim obserwuje otaczający go świat i dopiero z niego, z tego świata zwraca się ku samemu sobie. Zawsze jednak na tym spojrzeniu, które człowiek ku sobie kieruje ciąży obraz świata zewnętrznego. Człowiek nie ma do siebie bezpośredniego dostępu. Jego dostęp do samego siebie jest pośredni przez to, co widzi dookoła. Jedynym takim doznaniem, czy uczuciem, które człowiekowi przywraca siebie samego jest doznanie bólu. Człowiek kieruje się ku samemu sobie dopiero wtedy, kiedy musi – kiedy go coś boli, kiedy przeżywa jakieś cierpienie duchowe czy fizyczne.
Ale nawet i wtedy, gdy usiłuje zastanawiać się nad sensem tego bólu, jego umysł kieruje go w stronę szukania przyczyn.
Co się stało na zewnątrz?
Kto winien?
I znów człowiek traci spojrzenie na siebie, widząc przede wszystkim świat otaczający poza swoimi cierpieniami i bólami. Niemniej jednak, mimo że droga człowieka do samego siebie jest najdłuższą z dróg, jakie zna umysł ludzki, na drodze tej osiągnięto już stosunkowo wiele. Istnieje dużo takich pojęć, które tylko i wyłącznie są przypisane człowiekowi. Cóż to są za słowa?
Można rozmaite słowa brać tutaj pod uwagę. Między nimi jest słowa „wina”. Jest to jedno z najstarszych słów, które powstało w momencie, gdy w człowieku przebudził się człowiek. Poczucie winy jest to coś specyficznie ludzkiego, czego nie mają zwierzęta i czego nie ma w Bogu. Nic więc dziwnego, że teksty mityczne, a także teksty Starego Testamentu wiążą moment przebudzenia się człowieczeństwa w człowieku z momentem upadku.
Co to jest - wina?
Jak wina jest w ogóle możliwa?
Jak jest możliwe ludzkie poczucie winy?
Odpowiadając na te pytania, możemy dojść do uchwycenia specyfiki ludzkiego bytu, specyfiki człowieczeństwa człowieka. Otóż, zastanówmy się chwilę nad całą tą sprawą. Dzięki temu otworzą się przed nami nowe horyzonty filozofii człowieka w ramach których będą się koncentrować niniejsze wykłady.
* * *
Człowiek wyłącznie dzięki poczuciu winy może się wewnętrznie rozwijać. Rozwija się, albo oczyszczając się z winy, którą już zaciągnął, albo uciekając od winy, którą może zaciągnąć.
Gdyby człowiek nie miał w życiu swoim problemu winy, nie mógłby się rozwijać. Dla człowieka, który nie odczuwa poczucia winy, dla którego problem winy nie jest problemem pozostaje przyznanie się do tożsamości ze zwierzętami, które w naturalny sposób też tego problemu nie mają.
Z poczuciem winy wyłania się dążenie człowieka do ofiary – do tego, aby tę winę odkupić. Ale zarazem nie byłoby poczucia winy i nie byłoby ofiary, gdyby człowiek nie doznawał uczuć miłości. Tam gdzie jest poczucie winy, tam jest jakiś ślad miłości. Tylko w przestrzeni jakiejś miłości możliwe jest poczucie winy. Nie byłoby też tego poczucia winy, gdyby człowiek nie miał jakiejś pamięci i nadziei.
Pamięć jest dla poczucia winy niezbędna, bo ona mówi człowiekowi o tym, że jest istotą dziedziczącą jakaś przeszłość, że człowiek jest istotą zdolną do dziedziczenia własnej i cudzej przeszłości. Jest w tym dziedziczeniu jakiś związek z pokoleniami poprzednimi. Mimo, że nie my jesteśmy odpowiedzialni za zbrodnie praojców, to jednak fakt, że jesteśmy ich potomkami sprawia, iż do ich win mamy szczególny stosunek.
Gdybyśmy na przykład słyszeli o winie Polaków w XVII i XVIII wieku wobec Ukraińców to sprawa ta dotykałaby nas zupełnie inaczej niż wina Rusinów wobec tych samych ludzi w tym samym czasie. A więc pamięć. Jesteśmy w jakimś sensie dziećmi indywidualnej i społecznej pamięci.
Zarazem problem winy wiąże się z problemem nadziei. Wina rysuje przed nami dwie możliwości:
- albo możliwość oczyszczenia z winy poprzez karę
- albo możliwość zemsty, a więc sytuację w wyniku której nie będzie drogi wyjścia z upadku.
* * *
Trzeba więc interpretować człowieka nim samym. Rysuje się ważna różnica pomiędzy tym, co znaczy poznać, a tym co znaczy zrozumieć. Powstaje kluczowe pytanie:
Czy zadaniem filozofii jest poznanie człowieka czy jego rozumienie?
Poznać człowieka to znaczy obserwować go niejako z zewnątrz.
Wiedzieć skąd się człowiek wziął? Z czego się składa? Z materii, z formy, z azotu, z wodoru, etc…
Rozumienie znaczy coś więcej: rozumieć człowieka znaczy – znać jego istotę jego dramatu, wiedzieć czym jest, na czym polega dramat człowieka.
Otóż współczesna nauka – nauki pozytywne, są bardziej nastawione na poznanie człowieka, niż na jego rozumienie. Psychologia, a w szczególności psychologia eksperymentalna bardziej poznaje, niż rozumie. Były na początku naszego wieku próby zbudowania psychologii rozumiejącej, ale spełzły na niczym. Dzieje się tak dlatego, że zadaniem nauki pozytywnej nie jest to, aby rozumieć. Rozumienie wymaga już nie psychologii, ale perspektywy filozoficznej, a bardzo często także perspektywy religijnej.
Oczywiście nie możemy zrezygnować z pewnego elementu poznania człowieka – poznać człowieka, to wiedzieć, że ma on ciało, że człowiek ma pewne potrzeby związane z ciałem, że ma pewną inteligencję, że ma pamięć, że ma poczucie wolności.
Musimy się także zająć tymi sprawami, ale w istocie swej będziemy dążyć do tego, żeby człowieka rozumieć.
Wykład #2
ROZUMIENIE CZŁOWIEKA – HORYZONT AGATOLOGICZNY
Mówiłem tutaj o problemie winy. Zatrzymajmy się przez chwilę przy tej kategorii i spróbujmy narysować horyzont, w którym człowiek może rozumieć siebie samego. Gdy rozważamy dawne teksty, w których opisana jest wina człowieka, natrafiamy na interesujące symbole, przy pomocy których wina ta jest opisywana i wyrażana.
Jest rzeczą charakterystyczną, że język ludzki nie posiada na opisanie tajemnicy winy słów bezpośrednich i jest zmuszony do sięgnięcia do wyrażeń pośrednich – symbolicznych.
Słowa symboliczne są to słowa, które pierwotnie odnoszą się do świata zewnętrznego, ale są zastosowane do opisu świata wewnętrznego. Na przykład wyrażenie: „ogień miłości” – ogień to coś, co obserwujemy w świecie zewnętrznym. Wyobrażenie ognia przenosimy jednak na świat wewnętrzny poszerzając sens wyobrażenia. Sens dosłowny zamieniamy na sens przenośny – symboliczny.
Podobnie opisuje się zjawisko winy. Słowa „wina” jest także symbolem.
Wina, to: być winnym komuś coś. Słowo wskazuje na swoiste poczucie , które posiad człowiek wtedy, gdy ma cudzą rzecz. Ale poczucie winy pojawia się także w innych sytuacjach, na przykład wtedy, kiedy człowiek obrazi drugiego człowieka słowem lub czynem. Nie mam wtedy cudzej rzeczy, a jednak mam poczucie winy.
Przy słowie „wina” pojawia się problem w „wyrażalnością” sensów słowami. Widać w tym kontekście nieprzystosowanie języka do tego, co się w człowieku mieści.
Weźmy pod uwagę fragment tekstu ze Starego Testamentu opisujący upadek pierwszych rodziców. Po zerwaniu zakazanego owocu Adam i Ewa kryją się przed wzrokiem Boga. Jest to ich pierwsze poczucie winy, które przeradza się w ucieczkę przed wzrokiem Boga.
Pierwsze pytanie, które Bóg stawia Adamowi nie jest wbrew pozorom pytaniem o to
– „Coś zrobił?”
Jest raczej pytaniem o to,
– „Gdzie jesteś?”
Nie chodzi o to, co zrobiłeś, ale gdzie jesteś. Kiedy Kain dokonuje zabójstwa, ten sam motyw znowu się pojawia. Kain ucieka od widoku ludzi, chce zmienić miejsce, udaje się gdzieś na pustkowie.
Poczucie winy wyraża się przez próbę ukrycia, zasłonięcia się, ucieczki od spojrzenia kogoś drugiego – czy to Boga, czy też człowieka.
Pytanie: „gdzie jesteś” to pierwsze pytanie obudzonego sumienia. Często poczucie winy wiąże się z ideą nakazu lub zakazu, czyli z ideą przekroczenia czegoś.
Słowo „przekroczenie” ma także sens przestrzenny - przekroczyłem jakąś granicę. Natomiast pytanie:
- gdzie jesteś? – ma głębszy sens, bo oznacza dodatkowo jeszcze moment ukrycia się, ucieczki od widoku drugiego człowieka. Przede wszystkim zaś wskazuje to pytanie na fakt, że coś się dzieje na linii „z góry na dół”. Ja się kryję, uciekam, czyli ja idę gdzieś w dół.
Kryjówka Adama i Ewy jest gdzieś w norze, Bóg jest nad nimi. Potem upadek aniołów jeszcze bardziej podkreśli tę charakterystykę poczucia winy. Gdybyśmy sięgnęli do innej literatury, już filozoficznej, to zobaczylibyśmy cos podobnego, na przykład poczucie winy u Platona.
Na czym polega poczucie winy u Platona? Na tym, że człowiek nie idzie za głosem Erosa. A jakiż to jest głos Erosa?
Głos Erosa to taki głos, który pociąga człowieka ku idei dobra, czyli wyznacza mu kierunek „ku górze”, pociąga go w górę. Eros platoński oznacza przede wszystkim logikę miłości „ordo amoris”, a porządek miłości jawi się u Platona też przestrzennie, to znaczy w kierunku od miłości ciał do umiłowania mądrości.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Część 4
Widzi się ciało i od niego przechodzi się do umiłowania piękna, ale potem poprzez piękno dochodzi się do umiłowania mądrości.
Późniejsze symbole winy będą podkreślać inne aspekty tego „poczucia”. Na przykład, gdy idzie o metaforykę biblijną, to stosunkowo wcześnie pojawia się metafora plamy.
Czymże jest wina?
Pismo Święte nie odpowiada na to pytanie definicją, tylko mówi:
Wina jest plamą, plamą nie na czole, ale na duszy.
Zauważmy: symbolika czoła [człowiek stawia czoła przeciwnościom], ale kto ma plamę na czole, ten nie jest zdolny stawiać czoła przeciwnościom, bo on się wstydzi odsłonić swe czoło. Musi uciekać i chronić się – i to jest też ciekawe, że ucieka się od ludzi, to znaczy, że wina jest zerwaniem jakiś więzów człowieka z człowiekiem.
Wróćmy jeszcze raz do Starego Testamentu zwracając uwag e na to, jak zmienia się stosunek człowieka do człowieka sprzed upadku i po upadku.
Pierwsza reakcja Adama na spotkanie z Ewą – to jest kość z mojej kości, krew z mojej krwi, ta będzie towarzyszem… etc.
Natomiast po upadku pojawia się nowy motyw, mianowicie motyw oskarżenia.
- Co zrobiłeś?
- Zerwałem owoc.
- Dlaczego zerwałeś?
- Ona mi dała, a ona jest tą, którą Ty mi dałeś.
Motyw oskarżenia zostaje tu pomnożony. Najpierw oskarżana jest Ewa, potem sam Bóg. Wina wkracza tutaj jako czynnik naruszający pierwotną harmonię człowieka w obliczu drugiego człowieka.
W okresie niewoli babilońskiej ujawnia się nowa symbolika winy:
mieć poczucie winy, to żyć na obczyźnie, na wygnaniu. Ten moment zapowiadał się już wcześniej, ponieważ Kain , który uciekał przed widokiem ludzi, także był obcy wśród obcych. I znowu nie mówi się tutaj wprost o tym, czym jest wina. Mówi się:
wina to…jakbyś żył wśród obcych.
Trzeba jeszcze dodać, że opis winy jest ściśle związany z opisem oczyszczenia z winy. Kiedy mówi się „plama”, to za słowem „plama” związane jest „obmycie plamy”.
Kiedy mówi się „wygnanie” - wiadomo, że chodzi o powrót.
Między rozmaitymi opisami winy może zachodzić pewien konflikt.
Konflikt jest niewidoczny dotąd, dopóki się nie rozważy sprawy oczyszczenia z winy. Dopiero sposób oczyszczenia z winy ukazuje, na czym polega konflikt.
Jeżeli wina jest jak „plama”, to oczyszczenie polega na obmyciu, czyli na swoistym rodzaju chrztu. Ale jeżeli winą jest wygnanie, to oczyszczeniem będzie jakaś pielgrzymka, na przykład pielgrzymka do Jerozolimy, gdzie jest Arka Przymierza. Już w tym jest jakiś zalążek herezji.
Jedni będą mówić „tylko chrzest”, a inni „tylko pielgrzymka”.
Wróćmy do naszego głównego tematu, mianowicie do zagadnienia „rozumienia człowieka”. Poznajemy, aby rozumieć.
Jedno jest w tym, co powiedziałem dotąd pewne – mianowicie – istota człowieka jest istotą typu dramatycznego. Co to znaczy?
To znaczy, że człowiek jest uczestnikiem jakiegoś dramatu i rozumieć człowieka, to rozumieć o jaki dramat chodzi. Człowiek nie „jest” po prostu, tak jak „jest” kamień czy drzewo.
Człowiek bierze udział w jakimś dramacie i nie ma takiej chwili, w której by udziału w jakimś dramacie nie brał.
Część piąta
Dramat stanowi istotny wymiar ludzkiej egzystencji. Oznacza to, że człowiek posiada inny stosunek do świata zewnętrznego, a inny stosunek do ludzi, którzy go otaczają.
Relacja pierwsza - jest stosunkiem człowieka do sceny. Scena, to jest to, co człowiek ma pod nogami, po czym chodzi, albo po czym może chodzić.
Relacja druga - to stosunek dialogiczny do drugiego człowieka, w którym dominuje jakaś rozmowa. Stosunek dialogiczny rodzi się wtedy, gdy człowiek do drugiego człowieka wypowiada słówko TY
To słowo, ten zaimek – TY - jest odkryciem jakiegoś dramatu, który w tym momencie między rozmówcami powstaje. Z drugim człowiekiem rozmawia się albo się milczy, wita się z nim lub żegna, poniża się go lub wywyższa…
Niczego takiego nie robi się ze światem sceny.
Ale to tylko początek. Aby sprawę jeszcze głębiej i wnikliwiej określić, musimy przyjrzeć się dokładniej istocie dramatyczności człowieka.
Co to znaczy, że człowiek jest istotą dramatyczną?
To znaczy, że w życiu człowieka zawsze chodzi o to, aby się realizowało jakieś dobro, a nie realizowało jakieś zło. Nie ma dramatu bez jakiejś idei dobra lub zła. Człowiek nie bardzo wie, co to jest dobro, nie bardzo umie odpowiedzieć na pytanie, co to jest zło. Zawsze jednak będzie w konkretnym przypadku unikał jakiegoś zła i dążył do jakiegoś dobra.
„DRAMA” po grecku znaczy: coś się dzieje. Co jest tym, co się dzieje?
Dzieje się, czy też rozgrywa się w istocie spór między dobrem a złem. Spór, w który człowiek jest zaangażowany. Idea dobra i zła może być w człowieku rozmaita. Jedni uważają, że dobrze jest wtedy, gdy człowiek dużo zje, a inni uważają, że dobrze jest wtedy, kiedy zje mało – ale jedni i drudzy czują, że ich istnienie toczy się w prawach jakiegoś horyzontu dramatycznego, że o coś dobrego lub złego w życiu człowiekowi chodzi.
Trzeba zwrócić uwagę, że ile razy mowa jest o winie, to zawsze ta wina związana jest z doświadczeniem drugiego człowieka. Nie chodzi o to, że owoc został zerwany z drzewa, tylko chodzi o to, że w tym owocu była zawarta jakaś cudza wola, że poprzez to drzewo dotknięty został Bóg.
Wina pojawia się na płaszczyźnie człowiek – człowiek, czyli na płaszczyźnie dialogu. Wynika stąd, że idea dobra i idea zła jest nieodłączna od idei rozumienia człowieka. Rozumieć człowieka, to nie znaczy wiedzieć, kto był jego przodkiem, to nie znaczy wiedzieć ku jakiemu celowi ten człowiek zmierza, a nawet nie znaczy wiedzieć, czy składa się on z wodoru, tlenu czy czegoś jeszcze innego.
Rozumieć człowieka, to znaczy doświadczać i określić jego sytuację w dramacie, czyli dać odpowiedź na pytanie: gdzie jesteś? Szukać odpowiedzi na pytanie „gdzie jesteś” w sytuacji dramatu, w który człowiek wszedł i który tak, a nie inaczej rozwiązuje.
Podobnie było w wielkiej literaturze greckiej. Rozumieć Edypa, to znaczy widzieć, jaki był jego dramat i jak ten dramat przemienił się w tragedię. Do rozumienia człowieka niezbędne są takie kategorie jak: dobro i zło oraz związane z nimi poczucie winy, zasługi i nagrody.
Niezbędne w tym jest uwzględnienie miejsca człowieka w świecie, a przede wszystkim w stosunku do Boga.
Horyzont, o którym mówię, horyzont dobra i zła nazywamy horyzontem agatologicznym, Agaton znaczy dobro.
Cześć szósta
MYŚLENIE WEDŁUG WARTOŚCI
We współczesnym myśleniu o wartościach i w nadziejach, jakie niektórzy z nas wiążą z aksjologią , kryje się jakiś paradoks. Przede wszystkim od wielu już lat rośnie, zwłaszcza u nas, zainteresowanie problemem wartości. Nie wydaje się prawdopodobne, by sytuacja ta była dziełem jakiegoś przypadku. Dowodzi raczej, że uświadomiliśmy sobie fakt swoistego kryzysu, w którym odeszła od nas pewność tego, co podstawowe. Człowiek utracił spontaniczną wiarę w Boga i spontaniczne przekonanie o stałości wewnętrznej, a także zewnętrznej, natury.
Na czym powinien więc człowiek oprzeć swe decyzje?
Wartości wydają się być dogodnym oparciem, bowiem ani nie wymagają tej wiary co Bóg, ani tego rodzaju wiedzy, którą niesie ze sobą nauka o naturze człowieka i istocie rzeczy.
Rzecznicy różnych poglądów na świat, wychodząc z własnych punktów widzenia, są w stanie dać kompromisowe przyzwolenie wartościom. Dla wielu sceptyków aksjologia wciąż jest ratunkiem przed nihilizmem, dla niejednego chrześcijanina jest ona wygodną płaszczyzną dialogu z tymi, którzy utracili już zaufanie do techniki i wyzwalanych przez nią sił materii, ale nie potrafili jeszcze odzyskać wiary w Boga.
Słyszy się więc często:
-zanim porozumiemy się co do Boga i istoty rzeczy, niechaj przynajmniej między nami „prawda zawsze prawdę znaczy a sprawiedliwość – sprawiedliwość”.
Zarazem jednak obserwujemy zjawisko przeciwne – proces zdecydowanego odchodzenia od aksjologii, wyraźny szczególnie na Zachodzie. Przykładem mogą być deklaracje wciąż bardzo wpływowego Martina Heideggera. Pisze on na przykład:
„Dziwne usiłowanie, by wykazać, że wartości są obiektywne, samo nie wie, co robi. Ogłaszając, że Bóg jest najwyższą wartością, poniża się istotę Boga. Myślenie według wartości jest tu i wszędzie największym bluźnierstwem, jakie można pomyśleć przeciwko byciu”.
Dzieje nowożytnej aksjologii streszcza w znamienny sposób Helmut Kuhn. Aksjologia, sadzi on, osiągnęła swój szczyt u Nietzschego. Ale Nietzsche, dokonując znanego „przewrotu w dziedzinie wartości” oddaj je we władanie „woli mocy”. Pojęcie wartości splata się w ten sposób z subiektywizmem i nihilizmem. Nie pomogły wysiłki Schellera, Hartmanna i innych fenomenologów. Idea przedmiotu jest nieodłączna od idei podmiotu:
im bardziej będziemy podkreślać przedmiotowy aspekt wartości, tym mocniej odezwie się podmiot. Aksjologia zamiast otwierać drogę poza sferę podmiotu, będzie wciąż potwierdzać podmiotowość.
Tak więc jedni widzą w aksjologii ratunek przed upadkiem w nihilizm, inni drogę wiodącą wprost do nihilizmu.
Dlaczego tak jest?
Kiedyś przed laty Roman Ingarden wygłosił w Krakowie doniosły wykład:
„Czego nie wiemy o wartościach?” – ale wtedy nasz sytuacja myślowa była inna. Do naszej świadomości nie dotarło jeszcze radykalne kwestionowanie aksjologii ze strony rzeczników myślenia „według prawdy bycia”, a kwestionowane ze strony myśli pozytywistycznej – stale obecne – nie było brane zbyt poważnie. Wierzyliśmy, że fenomenologia przezwyciężyła pozytywizm, chociaż pozytywiści nic o tym nie wiedzieli. Dlatego dziś należałoby, jak sądzę sformułować naszą sprawę inaczej i chyba bardziej zasadniczo:
czy jesteśmy w stanie w naszym sposobie pojmowania pozbyć się „myślenia według wartości”?
Nasze pytanie winno dotknąć sprawy myślenia. Wielu rzeczników aksjologii sądzi, że ma ona swoją subiektywną podstawę w emocjonalnej sferze człowieka, bowiem „rozum jest ślepy na wartości”. Czy naprawdę tak jest?
Dziś, w obliczu takich „zakwestionowań”, jakie przedstawia na przykład Heidegger, trzeba nam szukać podstaw aksjologii w łonie samego myślenia, w przeciwnym bowiem razie aksjologia nie spełni nadziei zrodzonych w sytuacji kryzysu.
Czy nasze myślenie jest myśleniem według wartości i czy jesteśmy w stanie pozbyć się takiego myślenia?
Część siódma
PROBLEM WARTOŚCI
Zagadnienie wartości bywa zazwyczaj rozpatrywane z dwu stron:
od strony rzeczy, której „przysługują” jakieś wartości, oraz
od strony człowieka, który przeżywa jakieś wartości, doświadcza ich, myśli według wartości.
Rozważmy sprawę najpierw od strony rzeczy, potem od strony człowieka. Rozważmy ją w sposób możliwie ogólny, nie wdając się w polemiki precyzujące pojęcia, których tu będziemy używali. Spróbujmy uchwycić to, co wydaje się oczywiste.
Znajdujemy się w tej chwili na sali wykładowej. Są tutaj obok nas znajomi i nieznajomi, profesorowie i koledzy, ludzie mniej lub bardziej dla nas sympatyczni, są także przedmioty takie jak krzesła, okna, drzwi i są urządzenia wzmacniające głos.
Każdy człowiek i każdy przedmiot wymaga od nas stosownego uznania i stosownego zachowania. Aby zachować się właściwie w tym naszym małym świecie, musimy umieć „czytać wartości”.
Nie witamy się z krzesłami, nie usiłujemy szukać dla siebie miejsca na kolanach ludzi już siedzących. Bez koniecznej potrzeby nie siadamy tyłem do katedry. Nasz obecny świat jest niewątpliwie światem jakichś wartości, a my w nim jesteśmy istotami „czytającymi wartości”.
Co to znaczy?
Nie spierajmy się o użycie pojęć, spróbujmy wejrzeć wprost w doświadczenie.
Gdy mówimy, że „nasz świat jest światem wartości”, widzimy obok siebie sprawy i rzeczy konkretne. Może nawet bardziej „sprawy” niż „rzeczy”. Ktoś przed chwilą na nas czekał, bo miał do nas jakąś „sprawę”, myśmy na kogoś czekali, aby mu coś „ważnego” powiedzieć – ktoś zachorował i trzeba było kupić lekarstwo, ktoś umarł i trzeba było wziąć udział w pogrzebie, ktoś był szczęśliwy, bo właśnie miał wesele. Rozglądamy się po „naszym” krajobrazie – tu widzimy czyjś dom, tam widzimy las pełen uroków, gdzieś dalej widać szkołę, kościół i gdzieś w oddali drzewa cmentarne.
Można mnożyć opisy, można je coraz bardziej dramatyzować, ukonkretniać. Jedno jakkolwiek będzie się stale powtarzać:
ludzki świat zawiera coś, co jest dobre i coś, co jest złe, a także coś, co jest lepsze, gorsze, najgorsze. Nasz świat jest, w jakimś bliżej nieokreślonym zakresie, światem hierarchicznie uporządkowanym.
Sprawy, przedmioty, ludzie układają się w nim dla nas według mniej lub bardziej trwałego ładu hierarchicznego. Nie wiemy dokładnie, czym jest zło, a czym jest dobro. Nie umiemy ustalić precyzyjnej granicy między jednym i drugim, pomimo to nie potrafimy wymknąć się jakiejś hierarchii. Prawdę rzekłszy, gdy się dokładnie temu przyjrzeć, nigdy nie usiłujemy nawet tego robić. Naszą główną troską w naszym świecie jest:
wymknąć się złu, które nam obecnie grozi i osiągnąć dobro, które tu i teraz jest do osiągnięcia.
Czy „nasz świat” mógłby być innym światem? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tak. Świat oczyszczony z wartości nie jest światem wewnętrznie sprzecznym. W jednorodnej przestrzeni geometrycznej, jaką potrafimy wymyślić, wszystkie formy i bryły są jednakowo ważne i jednakowo nieważne. Możemy powiedzieć tak: kamień jest sobą, drzewo jest sobą, zwierze jest sobą i człowiek jest sobą. Byt jest bytem, każdy byt ma jakieś wartości. Wśród tych właściwości nie ma jednak żadnej takiej, która by była dobrocią, złością, tym co lepsze i tym co gorsze. Wszystko istnieje „na tym samym poziomie”.
U Nietzsche’go czytamy:
-„zło to przesąd Boga – rzekł wąż”.
My możemy powiedzieć podobnie:
-„zło to przesąd człowieka”, dobro podobnie.
Mimo tego jednak, że obiektywistyczna wizja świata nie jest sama w sobie sprzeczna, wiemy że radykalnie zobiektywizowany świat, świat oczyszczony z wartości, nie jest naprawdę naszym światem. W świecie „obiektów” są bryły, formy, płaszczyzny i żaden przedmiot nie jest lepszy od drugiego.
W naszym świecie, w którym się rodzimy i w którym umieramy, jest jakiś dom i jakaś bezdomność, jest miejsce pracy i brak pracy, jest szkoła, jest kościół i jest także cmentarz i to wszystko dopiero przedstawia dla nas jakąś swoistą godność. W świecie tym jest także głód, jest i niesprawiedliwość, jest odwaga i śmierć, sprawy ważne i mniej ważne.
Gdyby to wszystko stało się nagle dla kogoś zupełnie obojętne, pytalibyśmy z niepokojem:
-co się dzieje z tym człowiekiem? W pytaniu tym wróci ku nam hierarchia.
Część ósma
Problem wartości bywa również rozważany od strony człowieka. Znów nie spierajmy się o precyzyjny zasięg słów. My - ludzie, jesteśmy nieustannie w jakimś ruchu:
- ku czemuś zdążamy
- przed czymś uciekamy
- czegoś pragniemy
- czegoś się lękamy.
Żywimy jakąś nadzieję i grozi nam jakaś rozpacz, kogoś kochamy, a kogo&
|