GALERIA
GALLERY


KAWIARNIA D&Z
COFFEE SHOP


POLECANE LINKI
RECOMMENDED LINKS


RECENZJE
BOOK REVIEWS


PRZEGLAD PRASY
PRESS COMMENTS


HUMOR-ESKI


Imie
E-mail


JAK ZAMAWIAC
HOW TO ORDER


O NAS
ABOUT US


Driving Directions
5507 W. Belmont Ave.
Chicago, IL 60641


6601-15 W. Irving Park Rd.
Suite # 211
Chicago, IL 60634


Telefon / Phone
1.877.282.4222
1.877.567.BOOK


E-mail :
info
@domksiazki.com
@polishhouseofbooks.com




Pan od poezji - O Zbigniewie Herbercie Joanna Siedlecka

Twarze Zbigniewa Herberta

 

"Otóż nie  uważam się za nosiciela jedynie słusznej ideologii (jak np. Majakowski czy Brecht).

Mam wstręt do plakatowości, do widzenia uproszczonego.

Wydaje mi się pozatem, że jeśli podejmuje się już

tzw. palący temat aktualny, należy go podnieść o parę stopni,

uogólnić, zuniwersalizować (czy jest takie słowo?) - aby to,

co nas tutaj teraz boli,

mogło stać się wyobrażalnym doświadczeniem innych ludzi."

[do Marii Oberc z Lipowiec 1981]

 

 

 

 

Najnowsza monografia Joanny Siedleckiej zatytułowana "Pan od poezji - O Zbigniewie Herbercie" to wstrząsająca i poruszająca do głębi lektura. Dramatyczna. Jedna z tych książek, która pozwalają wierzyć w siłę poezji i misję poety. Pokazuje Herberta o wielu twarzach, poetę o niezwykle bogatej i skomplikowanej osobowości artystycznej, którego doświadczenia osobiste i zmaganie się z rzeczywistością PRL-u, której nigdy nie zaakceptował, uczyniły z niego wiecznego wędrowca miotanego różnymi, przeważnie niefortunnymi, doświadczeniami życiowymi.

 

"Czytelnik nabiera przekonania , że był do tej pory  poddawany bogoojczyźnianej manipulacji naszej polonistyki, która z autora z krwi i kości uczyniła postać całkowicie zmyśloną. Na naszych oczach  papierowy bohater drętwych not bibliograficznych staje się człowiekiem skłóconym z własnym środowiskiem, poddanym ciśnieniu alkoholu i choroby psychicznej. Czyli kimś, kto chętnie spotkałby się z panem Cogito i zwierzył mu się z własnych wątpliwości", [W. Kot w: Wprost, nr 26, 2002, s.112]  i który jawi się jednocześnie w książce Joanny Siedleckiej jako postać tragiczna w swojej niezłomności do końca, do ostatniej chwili, do śmierci. Nigdy nie uznał ani nie szukał usprawiedliwienia dla systemu, który zniszczył mu życie i zmusił do bycia w wiecznej podróży bo miasto jego życia zostało "oblężone". Do ostatniego tchnienia jednoznacznie i bez ogródek potępiał i piętnował wszystkich, którzy z tym zbrodniczym, zafałszowanym i zakłamanym system weszli w układ lub z niego korzystali dla zaspokojenia różnego rodzaju pragnień, kompleksów i oczekiwań. 

 

"Bo rzeczywiście był nieprzejednany. Bo wiedział i pamiętał." [A.Biernacki s.419]]  Żarliwa wiara i niezachwiana pewność w konieczność jasnego i jednoznacznego oddzielania dobra od zła czyni go swoistego rodzaju "kuriozum" w  rzeczywistości współczesnej Polski, w której nie tylko wszystko jest mętne moralnie, ale nie obowiązują już nawet elementarne formy dobrego wychowania w Sejmie, a cóż dopiero mówić o kierowaniu się z  życiu nakazami etyki czy wzorami moralnymi zakorzenionymi w tradycji kulturowej Europy, skoro wielu z posłów, w końcu reprezentantów narodu, nie ma nawet matury. 

 

Przez wiele lat  przedstawiamy przez opracowania gazetowo - lekturowo - akademickie jako postać bez skazy, stał się ofiarą typowo szkolnego błędu interpretacyjnego, który utożsamia poetę (podmiot liryczny) z twórcą - człowiekiem. To ujednolicenie spowodowało, że oczekiwano od Herberta bycia Panem Cogito, ze wszystkimi atrybutami artystycznej przecież tylko kreacji: doskonałością, stoicką rozwagą i mądrością, klasycznym umiarem i dystansem, głębokim wyczuciem piękna natury, wiernością tradycji narodowej, dogłębną wiedzą w rozsądzaniu między dobrem a złem - wszystkimi tymi kategoriami poetyckiej doskonałości, które uczyniły z Pana Cogito, jedną z najważniejszych figur współczesnej poezji polskiej ze swoim intelektualizmem i wiernością kulturowej spuściźnie Europy.

Jak wielowymiarowa jest to konstrukcja i jak bardzo rozumienie figury poetyckiej zwanej /Pan Cogito/ odbiega od utartych schematów interpretacyjnych możemy zauważyć czytając fragmenty wypowiedzi Janusza Skarbka i Teresy Skubalanki:

"- Z roku na rok doceniam Elzenberga coraz bardziej.[...]Mimo, że nie stworzył własnego systemu, był najwybitniejszym filozofem wartości i to nie tylko XX wieku. Rygorystą moralnym, radykalnym przeciwnikiem relatywizmu, hedonizmu, utylitaryzmu. Uważał, że życie ludzkie samo w sobie jest pozbawione sensu, nadaje go dopiero przeciwstawienie się brzydocie, złu, tchórzostwu, konformizmowi. Wierność wartościom bezwzględnym: prawdzie, dobru, przyzwoitości". [s.138]

 "Herbert był wówczas jednym ze studentów profesora, nikim więcej. Dopiero po latach usłyszałam w jego poezji echo wykładów Elzenberga. Zwłaszcza w Panu Cogito, którym nie był dla mnie autor - ostry zadziorny - ale właśnie Elzenberg. Twardy, zasadniczy, a jednocześnie zastanawiający się, wątpiący. Czysty moralnie, a zarazem słaby i kruchy."[T. Skubalanka s.138/139]

Łączenie Pana Cogito z Herbertem, będąc oczywistym nadużyciem i błędem interpretacyjnym, spowodowało szereg, najdelikatniej mówiąc, skandalicznych ataków na poetę. Szczególnie żałosne są dwa teksty. Pierwszy zatytułowany "Civis Pan Vomito" spreparował M.F. Rakowski w "Dziś" [nr1/95] , drugi napisał niezmordowany w "myśleniu inaczej" A. Małachowski w "Wiadomościach Kulturalnych" [nr17/95]. Ten ostatni zastanawiał się: "Jak jednak wyjaśnić fenomen Herberta, który na dodatek talentu otrzymał od Boga mądrość i nagle objawił się nam w roli bolszewickiego propagandzisty? - gdy pojawia się na arenie publicystycznej, pokazuje nam tępą twarz czekisty."

 

Oczywiście nie wszystkie opinie były tak skrajnie głupie, ale dyskredytowanie Herberta przybrało szeroki zakres [patrz: Pan od poezji, s.380-381-382] i miało fatalny skutek dla recepcji jego poezji, a przede wszystkim zapoczątkowały budowanie dwuznacznego wizerunku artysty chorego, nie w pełni kontrolującego swoje życie i postępowanie. Trzeba przecież jasno powiedzieć i zawsze pamiętać, że: "Wszystko co mówił, nie było ogólnikowymi tyradami bez argumentów, przeciwnie - rozsądne, precyzyjnie uzasadnione, sprawiedliwe. Głębokie i logiczne. Wcale nie tendencyjne ani przegięte, jak mu zarzucano, a właściwie spokojne i wyważone. Był człowiekiem odpowiedzialnym, a nie psychicznym odrzutowcem, dla mnie ? jednym z nielicznych, rozsądnych głosów politycznych w tym kraju. Miał zmysł, dar logicznego myślenia."[J. Nowakowska s.395]

 

"Od czasu, gdy w 1974 wydal Pana Cogito - biblię ówczesnej opozycji - a zwłaszcza Raport z oblężonego miasta (1983), który był moralnym oparciem dla pokolenia Solidarności, poetę ustawiano na coraz wyższym cokole. Jednocześnie środowiskowa plotka przedstawiała go jako złośliwca, alkoholika i człowieka niezrównoważonego. Tymi wadami tłumaczono pomijanie  Herberta przez komitet noblowski. A przecież Nogroda Nobla - tu zgoda była powszechna - należała mu się ja k mało komu." [W. Kot w: Newsweek Polska, nr22/2002, s.112]

 

"Właściwie dopiero w drugiej połowie tal 80 (wywiad z Trznadlem), a zwłaszcza w 90, wypowiadał się coraz ostrzej, zdecydowanie. Określił się demonstracyjnie i jednoznacznie, drukując niemal wyłącznie w Tysolu. To wtedy zaczęli go atakować, demonizować jego dawni przyjaciele, dla których stał się przeciwnikiem, wyrzutem sumienia, dla innych bohaterem. Cezurą stało się podpisane przez niego w czerwcu 1992 oświadczenie redakcji Arki w sprawie dekomunizacji elit rządzących niepodległą już Rzeczpospolitą. Wcześniej nie słyszeliśmy jakoś o jego problemach , choćby alkoholizmie, choć pił właśnie wtedy, gdy był politycznie poprawniejszy, jako niepoprawny już dawno nie. Od tego właśnie podpisu - co łatwo prześledzić po prasowych atakach - zaczęło się dyskredytowanie go etykietą oszołoma, lustratora, alkoholika, metodą środowiskowej szeptanki, że coś się z nim stało, że się skończył. Choć w sumie trzeba przyznać, w białych rękawiczkach, był jednak HERBERTEM, liczono się z nim, pisano więc, że ma kłopoty z demokracją, itd. Dopiero po śmierci zaatakował go brutalnie Tomasz Jastrun, tłumacząc jego niepoprawne wypowiedzi chorobą psychiczną, nie przedstawiając jednak lekarskich zaświadczeń. Dotkliwie ugodziła jego pamięć później własna żona, ale mówiła jednak o depresji, nie o chorobie psychicznej, a to zasadnicza różnica. W ostatnich rozmowach z nim uderzyły mnie przede wszystkim jego gorycz, ból, rozczarowanie III Rzeczpospolitą i ludźmi, którzy tak zawiedli, charakteryzował ich więc złośliwie i szyderczo. Bywał szlachetny, ale też okrutny, instrumentalnie traktował nawet ludzi bardzo mu oddanych. Kąśliwych uwag nie szczędził żadnej ze stron, także i pismom, z którymi wtedy współpracował; jedno z nich nazywał Stukotem Ursusa, okładkę krakowskiej Arki - katalogiem usług pogrzebowych. To partacze, mówił o kilku politykach pawicy, ale jestem z nimi, bo uczciwi moralnie, niepodległościowcy i co najważniejsze - antykomuniści. Całe życie był przecież zdecydowanym antykomunistą [...] Zaczął uprawiać też publicystykę, czego wcześniej nie robił, pojedynkować się otwarcie. Został Pułkownikiem Samodzielnej Brygady Huzarów Śmierci, w skrócie SBHŚ, jak pisał, lub też KSBHŚ, czyli Królewskiej. Kluczem jest i tu autobiograficzna Modlitwa Pana Cogito - podróżnika, w której prosił Pana o wybaczenie tego, że uwiódł go świat  piękny i różny, że myślał tylko o sobie, nie walczył jak lord Byron o szczęście ludów podbitych, oglądał tylko wschody księżyca i muzea, był zbyt ostrożny w labiryntach i grotach. Może więc chciał to nadrobić- odpokutować?" [K. Dybciak s.376-377]

 

"Poza tajemnicą, zagadką - kontynuuje Krzysztof Dybciak - jego życie pełne jest białych plam, choćby okresu konspiracji. Z wyjątkiem ujawnionych stosunkowo niedawno wierszy do Muzy, uderza też prawie nieobecność erotyków, a także chłód, powściągliwość jego wierszy. W 1984 mówił o tym na jednej z sesji Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza Roman Zimand, w obecności Herberta, ale bez jego wyjaśnień na ten temat. Postać kobiety, matki, siostry rosła dopiero w miarę upływu lat, otworzyła go, choć nie do końca, dopiero choroba. Dopiero w Epilogu burzy dotknął też otwarcie Lwowa. Wcześniej na nutę osobistą, intymną nie pozwalała mu rola poety narodowego, patriotycznego, gorset moralnego autorytetu." [s.375]

 

Szczególnie lwowski okres w życiu poety był stosunkowo słabo znany i przez niego samego niezwykle rzadko przypominany czy omawiany. Dopiero książka Siedleckiej  opisuje go w możliwie pełny i kompletnie obiektywny sposób przytaczając po prostu wspomnienia i opinie ludzi, którzy w tym samym czasie, co Herbert we Lwowie byli i z nim się w jakiś sposób zetknęli. Cała zresztą biografia jest skompilowanym zbiorem ponad 50 wywiadów z różnymi ludźmi, opracowanych tematycznie i podzielnych na rozdziały. "Są wśród nich zarówno kobiety, które się z nim epizodycznie wiązały, jak i redaktorzy pism, w których publikował [...], a nawet współlokatorzy ciasnych warszawskich mieszkań poety [...]. Ich relacje czyta się niemal jak powieść detektywistyczną [...]." [ W. Kott w; Newsweek Polska, nr22/2002,s.112]

Tekst samej Siedleckiej jest praktycznie kompletnie przeźroczysty, neutralny i czasem trudno nawet go odnaleźć pomiędzy cytowanymi wypowiedziami świadków wydarzeń.

 

Jest zadziwiające i szokujące jak dramatycznie ważny dla zrozumienia postawy artystycznej Herberta było jego dziecięco młodzieńcze doświadczenia Lwowa z jego unikalną mikrokulturą, wspaniałymi szkołami, inteligencją, wielonarodowościową strukturą społeczną, tradycjami patriotycznymi, cmentarzami. To właśnie tam spotykamy pana od przyrody, od polskiego od matematyki i wielu innych przedmiotów w jednej z najbardziej prestiżowych szkól ówczesnej Rzeczypospolitej - lwowskiej "ósemki". Ale Herbert wbrew pozorom nie był powszechnie ani znany, ani pamiętany.

Chłodny, urzędniczo - kostyczny ojciec, który często podśmiewywał się z poetyckiej profesji syna również wywarł niebagatelny wpływ na jego bezkompromisowość i "zasadniczy" sposób istnienia. Maszynę do pisania jako formę pojednania kupił mu dopiero w Sopocie, nota bene Herbert nigdy jej nie używał.

Złamana na nartach, w czasie okupacji, noga , powód skrywanego kalectwa, które towarzyszyło mu niczym wyrzut sumienia przez całe życie to szczególnie niezrozumiały znak jego traumatycznej, wojennej młodości. "Był człowiekiem niepogodzonym ze światem, z ludźmi, ale i ze sobą. Nie akceptował swojego wyglądu fizycznego, ubolewał, że wdał się w rodzinę matki, nie ojca." [K. Masłoń w: Rzeczpospolita 05-15-2002]

To właśnie w tym rozdziale pada, pod naporem braku jakichkolwiek dowodów czy nawet poszlak, mit uczestnictwa Herberta w strukturach podziemnych Armii Krajowej.  

 

Jest to jednocześnie rozdział, który uświadamia jak ogromne straty poniosła polska inteligencja w czasie okupacji sowiecko niemieckiej Lwowa i jakie miało to konsekwencje w przyszłym obrazie intelektualnym Polski. W losach Herberta widać szczególnie jaskrawo i z pewnością wbrew jego intencjom swoisty absurd historii, która z koncepcją bycia nauczycielką życia ma niewiele wspólnego. Inteligencja polska, w tym oczywiście również lwowska, skazana na prześladowania i mordowana  przez Niemców i Sowietów w czasie wojny, zaraz po niej znowu wpada w kolejny historyczny kocioł, w którym intelektualiści nie są z całą pewnością ulubieńcami nowego porządku społecznego.

 

A czasy powojenne były najdelikatniej mówiąc nieprzychylne nie tylko niezależnym umysłom uniwersyteckim, ale wszystkim tym, którzy próbowali żyć inaczej niż to nakazywała "oficjalna linia". Represje spotykały kadrę uniwersytecką i szeregowych studentów. Uniwersytety zmieniały się powoli w "kuźnie ideologiczne".

"Usunięto z katedr m.in. Władysława Tatarkiewicza, Kazimierza Ajdukiewicza, Romana Ingardena, Stanisława Ossowskiego, Edwarda Lipińskiego, Adama Krzyżanowskeigo, Jana Czekanowskiego, Andrzeja Mycielskiego, Edwarda Taylora. Stałe ataki na Romana Ingardena, Juliusza Kleinera, StanisławaPigonia, Zygmunta Klemensiewicza, Kazimierza Nitscha. Historyków: K. Tymienieckeigo, K. Manteuffla, S. Kieniewicza, S. Herbsta. Z filizofów ocaleli tylko ci, którzy ograniczyli się do logiki, np.: Czeżowski, Kotarbiński, Lutmanowa.

Pozornie życie na uniwersytecie toczyło się dalej, choć z dnia na dzień stał się zsowietyzowaną szkółką. Miejsce tych, którzy poszli w odstawkę, zajęli mianowańcy, janczarowie, funkcjonariusze nauki, dyspozycyjni, mierni ale wierni. Zabrakło uczniów, ciągłości, kontynuacji[...] bo łatwo zniszczyć, trudniej odbudować." [M. Kalota-Szymańska s.143]

 

Polska skomunizowana, beznadziejna, szara, brudna i niedomyta z artystami w ogromnej części dworskimi, uległymi mecenatowi państwa, sprzedajnymi. Benefity za lojalność, oczekiwanie na branie, zgoda na pozostawanie w zależności od mecenasa, produkcja artystyczna spełniająca oczekiwania benefaktora. Herbert postanawia - stać na uboczu - kompletnie inny, totalnie niezależny, nie nastawiony na branie, samodzielny, samowystarczalny, nieustannie cierpiący  niedostatek, ale niezależny, nigdy nie zawdzięczający niczego nikomu. W związku z tym nie muszący pozostawać w układzie zależności i wdzięczności.  Oczywiście za wszystko trzeba było  płacić -  za  niezależność też. Stąd nieustanne zmaganie się z brakiem pieniędzy, mieszkania, czekanie na gaże, zaliczki, pożyczki. 

"W Hańbie domowej Trznadla wypowiedział się nagannie o udziale polskich pisarzy w staliniźmie, w Tygodniku Solidarność o fundamentalnych  sprawach II Rzeczpospolitej. Widział przecież franciszkańską łagodność wobec PRL-u, słyszał zgodny chór, powtarzający, że już dość jątrzenia i dzielenia, uważał tymczasem, że jest odwrotnie, że nie zbudujemy wolnej Polski, zacierając istotę naszej historycznej przeszłości, zbrodni PRL-u, na których jest oparty".[M.Nowakowski s. 394]

"Osąd kolegów, którzy wsparli stalinizm, znałem właściwie tylko z Hańby domowej Jacka Trznadla, gdzie wyraził się wystarczająco jasno, na co dzień się nad tym nie rozwodził, nikomu nie wypominał, nie był człowiekiem skwaszonym, z urazami, zadrami.

Choć oczywiście nie było dla niego obojętne, co kto wtedy robił, uważał bowiem, że przeszłość istnieje, że trzeba ją przechowywać, że nikt i nic jej nie zatrze, bo co się stało, to się stało i nie można nad tym przejść do porządku dziennego, odwrócić się plecami. A działy się rzeczy straszne". [J. Karpiński s.420]

 

Wielogłosowa książka o życiu Herberta świetnie pokazuje często tragiczną koniunkturalność w kreowaniu biografii artystów polskich w zależności od politycznych potrzeb i uwarunkowań. W czasach nieustannego zagrożenia upiorami komunizmu, degradujących jednostkę ludzką do elementu zbędnego, albo co najwyżej do "trybu" w dziejach rozwoju ludzkości dążącej do świetlanego komunizmu, który dziwnie nigdy się nawet nie błysnął i ku ogólnemu zadowoleniu padł, pozbawiając jednak przed tym miliony ludzi życia, Herbert był potrzebny "interpretatorom" w wersji "poety niezłomnego".

Po upadku systemu "niezłomność" przestała być koniecznym wymogiem w przedstawianiu sylwetki poety i nagle się okazało, że mamy do czynienia z człowiekiem naznaczonym różnymi ludzkimi dolegliwościami i ułomnościami.

"Po powrocie do kraju w 1992 roku został objęty towarzyskim bojkotem, bo coraz wyraźniej artykułował  swoje antykomunistyczne poglądy . Na tym tle zerwał przyjaźń z Adamem Michnikiem, którego wcześniej uważał niemal za swego duchowego syna, a potem nazwał manipulatorem i komunistycznym Dyzmą, spytał, co zrobił ze swoją heroiczną młodością" [A. Gelberg s. 380]

"I takiego go właśnie zapamiętałem - mimo wszystko wolnego, niepodległego, niezłamanego.

Wcale się też nie pogodził z Miłoszem podczas ich ostatniej, zmitologizowanej już, telefonicznej rozmowy. Miłosz rzeczywiście zadzwonił do niego ze Stanów w maju 1998, rozmawiali, namawiał go jednak, żeby znów nawiązał stosunki z Michnikiem, ale obruszył się: Nie mogę spotkać się z człowiekiem, na którego jednym kolanie siedzi Jaruzelski, na drugim Kiszczak". [J. Trznadel s.413]  

 

-----------------------------------------------------------cześć druga---------------------------------------------- 

 [KALOKAGATIA] -

ideał wychowania w starożytnej Grecji,

postulujący harmonijne połączenie  doskonałości duchowej i cielesnej;

zespół fizycznych i moralnych zalet dobrego obywatela.

<gr. od kalos kai agathos "piękny i dobry">

[Słownik wyrazów obcych, PWN]

 

W reporterskiej biografii Joanny Siedleckiej, skonstruowanej w niezwykle obiektywny sposób, autorka opiera się na metodzie cytowania czy raczej przytaczania opinii różnych ludzi, którzy w jakiś sposób byli mniej lub bardziej związani z Herbertem. Jest to charakterystyczna dla niej  technika "okrywania" czy budowania wizerunku opisywanej postaci, znana przecież dobrze z jej znakomitych, poprzednich prac, żeby wspomnieć tylko "Mahatmę Witkaca",  "Jaśnie panicza" czy "Czarnego ptasiora". Dzięki temu zabiegowi, jej najnowsza praca, "to biografia przekraczająca jednowymiarowy stereotyp widzenia Herberta; więcej tu człowieka niż polityki. Nie skrywająca jego ran ? mrocznych, bolesnych, kluczowych dla rocznika 1924".[z opr. wydawcy]

Książka Siedleckiej jednoznacznie i do końca wyjaśnia istotne mistyfikacje, przekłamania i niejasności w biografii poety, między innymi;

-problem i kompleks wczesnego kalectwa związanego z wypadkiem na nartach i źle złożoną nogą, a nie ranami wojennymi,

-traumatyczny dla poety fakt zostania na uboczu i nie brania udziału w podziemnym ruchu oporu Armii Krajowej. To właśnie ten, świetnie w książce opracowany rozdział życia Herberta czyni, że "dręczony poczuciem winy, niepokojem, cierpieniem i chorobą, wiecznie w podróży, odkupuje swe nieuczestnictwo w walce i konspiracji wiernością poległym i wartościom, o które walczyli." [z opr. wydawcy]

-skomplikowane relacje rodzinne, włączając w to stosunki z "zasadniczym" ojcem i tragiczną historię "stryja Edwarda Herberta, któremu poświęcił wiersz Guziki, kapitana Wojska Polskiego zamordowanego w Kozielsku [oraz stryja] Ludwika, volksdeutscha, za denuncjację AK-owca  skazanego na śmierć przez Wojskowy Sąd Specjalny. W styczniu 1943 r. w Warszawie wyrok wykonał, zabijając Ludwika Herberta, Tadeusz zawadzki, sławny Zośka, bohater Kamieni na szaniec". [K.Masłoń w:Rzeczpospolita 05-15-2002]

- "nieszczęśliwie zakończona (przez niego) młodzieńcza miłość do Haliny Misiołek, co później tłumił - nie mówił o tym i nie pisał, ale silne poczucie winy było przyczyną podejmowania w poezji zagadnień etycznych, co rzadkie i co m.in. przyniosło mu światowe powodzenie, a pod koniec życia objawiło się w moralistyce politycznej." [K. Dybciak s.371]

- insynuowane mu nieustannie i perfidnie, bo bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów, choroby: alkoholową i psychiczną. Miało to w zamiarze zdyskredytować jego publicystyczne ataki w na krajowe środowisko literackie i polityczne w późnym okresie jego twórczości:

"Pod koniec lat sześćdziesiątych, zaczął cierpieć na pojawiającą się co jakiś czas depresję, przypadłość często zwłaszcza u twórców, ich chorobę zawodową, jak pylica górników. Reakcją obronną ? alkohol, choć Conrad np. wyjątkowo nie pił. Depresja, czyli melancholia, jak nazywał ją Antoni Kępiński, to niewyobrażalne cierpienie duszy, zamknięcie w czterech ścianach bólu, jak pisał Wat, też się z tym borykający.[...] Absurdem byłoby dzielenie jego twórczości na dobrą i złą, zdrową i chorą. Zawsze miał takie same poglądy, zawsze był antykomunistą, nie znosił zwłaszcza farbowanych lisów, którzy mu się przelewali, zdradzili wspólnotę, a potem racjonalizowali zdradę. Od dawna zamierzał dobrać się im do skóry. I w końcu dobrał." [Z. Najder s.363-364]

 

"Nie był chory umysłowo, a takie wrażenie można odnieść, czytając o jego  tajemniczej, nienazwanej chorobie. Nie cierpiał na rozdwojenie jaźni ani nie dostrzegał jakiegoś spisku wokół siebie. Chorował na depresję, podczas której traci się chęć do życia. Do tego stopnia, że nie przyjmuje się nawet pokarmów. Lekarze twierdzą obecnie, że 1/3 populacji cierpi na tę przypadłość[...]." [K. Karasek s. 366]

 

 

Praca Siedleckiej pokazuje też znakomicie zawiłe mechanizmy manipulowania biografią artysty

w zależności od koniunktury politycznej, co szczegółowo zostało opisane w pierwszej części tej recenzji.   

Nie sposób także nie zwrócić uwagi na świetnie pokazany i udokumentowany, głęboko wstrząsającą mechanizm bojkotu człowieka nieakceptowanego przez tak zwane środowisko z powodu niewygodnych, czy po prostu odmiennych od oficjalnie akceptowanych, poglądów:

"Przypomniał [bowiem] zapomniany ład semantyczny. A to a, B to jest B. PRL to nie wolna Polska, Jaruzelski nie jest bohaterem narodowym, a Kukliński zdrajcą.

Mówił ostro, nie owijając  w bawełnę, nie szczędząc znanych nazwisk, zaczęły się więc wielkie środowiskowe pretensje. Odezwał się chór oburzonych, rodem z warszawki, kawiarni, salonów. Ale tych peerelowskich, zdegenerowanych [...]". [M. Nowakwski s.395]

Mechanizm ostracyzmu towarzyskiego wobec Herberta nie wiele w gruncie rzeczy różni się od "śmierci cywilnej" jaką w PRL-u było naznaczonych wielu artystów, a który to mechanizm przeniesiono w trochę "ulepszonej" wersji do III Rzeczpospolitej.

Rozpoczęto w mediach kampanię, która miała pokazać "[...]że zdecydowanie przeceniane są krzywdy, jakich doznał od czerwonego. Ani jego cierpienia w okresie stalinowskim nie były tak wielkie, jak się sądzi, ani jego postawa tak od początku do końca heroiczna. W 1950 r. położył jednak podpis pod apelem Komitetu Obrońców Pokoju, a i zdarzyło mu się w  owe lata wygłosić odczyt O estetyce marksistowskiej". [K. Masłoń,l w: Rzeczpospolita, 05-15-2002]

Są to klasyczne przykładu z szerokiego wachlarza zarzutów przeciw "niezłomności" poety, tak jakby ta kategoria przynależała Herberta - człowieka, a nie do Pana Cogito - konstruktu poetyckiego.

Znakomicie wszystkie te zabiegi "lustracyjne" komentuje w książce Zdzisław Najder przypominając na przykład, że wydawanie w PAX-ue, pisywanie do "Dziś i jutro" wcale nie kompromitowało, przynajmniej do 1951. "Zdzisław Łapiński wyciągnął mu też opowiadanie o jeziorach Augustowskich wyróżnione na konkursie z okazji Światowego Festiwalu Młodzieży, którego nie znał mimo to uznał za socrealistyczne, choć rok 1955 to już w kulturze odwilż. Biorę za nie moralną odpowiedzialność, to ja go namówiłem, wiedząc, że wygra i wygrał ? zdaje się 220 złotych wyróżnienia, które przeputaliśmy, Żeby wszystkim pisarzom można było tyle zarzucić". [Z. Najder s.364]

 

Pozostaje oczywiście pytanie o sens tych bezkompromisowych i budzących falę niechęci i bezwzględnej krytyki działań publicystycznych w ostatnim okresie jego życia. Można by się zastanawiać, czy nie stawiają one pod znakiem zapytania poetyckiego credo poety, wyrażonego w  koncepcji istnienia człowieka opartej na "potędze dobrego smaku". Dlaczego pod koniec życia zdecydował się na polemikę publicystyczną, a nie poetycką ? Dlaczego nagle przestał się brzydzić tłumem i stać na uboczu?

Mowa tu rzecz jasna o stosunku poety do tzw. komunizmu w Polsce i wszystkiego tego, co z tym systemem się łączyło, tzn. uległością moralną, sprzedajnością w systemie kar i nagród za lojalność, donosicielstwem, ugodowością, pieczeniarstwem i całym tym syndromem zaprzedania duszy, które zwane jest na wiele sposobów, a które tak świetnie opisał Miłosz w "Zniewolonym umyśle".

 

Jednoznaczna i jasna odpowiedź na to pytanie nie jest chyba możliwa. Siedlecka przytacza w książce parę różnych opinii, które można uznać za próby rozwiązania tego problemu. Oto parę z nich:

"-Jak mało kto, nie znosił wielkich słów, ale bez nich, niestety, się nie obędzie. Był po prostu człowiekiem moralnym, który całe życie robił to samo - realizował zasady bliskości, prawdy, dobra i piękna, greckiej jeszcze ideały kalokagatii; esencji potęgi smaku, który, jak się okazało, wystarczał, żeby odrzucić roszczenia pseudofilozofów; to, co uchodziło za prawdę.

Właśnie służba dobru, pięknu i prawdzie sprawiła, że zarówno na komunistyczną, jak i postkomunistyczna rzeczywistość reagował, jak reagował. Że tyle rzeczy go brzydziło, czemu dawał wyraz. Wyrokował zgodnie ze swoim sumieniem, bo Pan Cogito nie tylko myślał i czuł, ale też odrzucał. Odrzucało jego sumienie. Dla mnie więc spór o Herberta to nie to, czyj był, ale czy dobrze mieć wrażliwość oraz sumienie i zgodnie z nim reagować? Oceniać ostro rzeczy nieprzyzwoite?

A poczucie smaku nigdy go nie zawodziło. Oceniał trafnie, był, co rzadkie, nie tylko poetą, ale też intelektualistą".[J. Karpiński s.421]

 

 

 

 

"-Swój głośny dla nas wywiad dał nieprzypadkowo chyba w siedemdziesiątą rocznicę swoich urodzin, gdy chce się coś powiedzieć. Zatytułowałem go Pojedynki Pana  Cogito i wszystkie jego teksty do nas można by tak nazwać, wyzywał na ubitą ziemię, choć naokoło tylko błoto, nasze elity ? polityczne, intelektualne, nowe i stare, których hierarchie utrzymuje się do dziś. Karcił je za zdradę ? konformizm, intelektualną prostytucję, pisanie zawsze w myśl ostatniego plenum. Komunistyczne spustoszenie - fraternizację, relatywizację wszystkiego, zamazanie podstawowych pojęć, dobra i zła."[A. Gelberg s.380]

"- [...] był zawsze jednoznacznie antykomunistyczny i anty totalitarystyczny i to wbrew temu wszystkiemu co stara mu się wyciągać z długiej historii jego zmagań z PRL-em i całą jego szaro burą, upokarzającą godność człowieka schedą indoktrynacyjną opartą na wzorach zaczerpniętych z ?chlubnych tradycji? Związku Radzieckiego". [M. Nowakowski s.394/5]

 

" - Bardzo często błaznował, ale był to zawsze półżart, bo drugie pół już serio. Ale nawet żart dotyczył spraw dla niego najważniejszych, tzn. przeszłości Polski, dwóch totalitaryzmów, których był ofiarą, choć wcale się z tym nie obnosił, nie skarżył. Jego ideałem - wzór żołnierza i stoika, który nie zważa na okoliczności; ciężko chory, podłączony do aparatur udawał, że nic się nie stało. Nie był wylewny , nie opowiadał o sobie, zwłaszcza o swoich cierpieniach ani też o przeszłości innych, choć oczywiście ją odczuwał, ale ten, kto kieruje się  kwestią smaku, uważa pewne rzeczy za niesmaczne, nie ma powodu, żeby ciągle do tego wracać".[J. Karpiński s.420]

 

" - Po jego głównym wywiadzie dla Tysola próbowałem zebrać parę głosów na te tematy, które poruszał , ale bezskutecznie, nikt nie chciał. Nie próbowano nawet z nim dyskutować, spierać się, chciano wyłącznie zemsty - zniszczenia, zdyskredytowania, zdezawuowania przeciwnika przez przepisywanie mu skłonności dyskwalifikujących jego umysłową sprawność.

Unieszkodliwiano prasowymi tekstami, środowiskową szeptanką, że ekstremista, fanatyk, hunwejbin z nożem w zębach, mudżahedin, który dał się skaperować, podbechtać prawicowym gadzinom, które go przechwyciły.

Szyto mu surdut pijaka, który jak wiadomo od dawna zaprawiał i w głowie mu się, niestety, pomieszało, a w kraju, gdzie chla się tyle wódy, to argumenty, które łatwo się przyjmują".[M. Nowakowski s.396]

 

" - O sprawach publicznych myślał więc smutno, a czasem z szewską pasją, o czym donosił w 1996 Marii Oberc, przyjaciółce profesor Izydory Dąmbskiej, bo naród jakby do reszty zdurniał, albo go nam podmienili [...] Nie chciał więc być tylko wice-Parandowskim, malutkim Herbercikiem-idiocikiem, który pisze o jakiś tam bogach, ich zamierzchłych waśniach. Miał wątrobę i serce." [s.379]

 

" - Był w swoich ostatnich latach bardzo atakowany. I dawał powody. Bo rzeczywiście był nieprzejednany. Bo wiedział i pamiętał. Ale jak ktoś jest ze Lwowa, powinien pamiętać".[A. Biernacki s.419]

 

" - Sporo wtedy ze Zbyszkiem rozmawiałem, już się ujawnił, już wiedziałem, że jest zdecydowanym antykomunistą, że wie wszystko lepiej i głębiej. Ale mimo to żadnym Katonem, maksymalistą, a taktykiem, zwolennikiem małych kroków, uzyskiwania tego co realne." [M. Nowakowski s.392]

 

Ten przegląd paru tylko opinii różnych osób daje przybliżoną odpowiedź na pytanie o sens jego publicystycznej wojny z całym literacko - politycznym środowiskiem warszawskim. Poza aspektami czysto merytorycznymi tekj duskusji

Ale mamy też diametralnie odmienną ocenę etycznego wymiaru osobowości Herberta:

 

 

"Był niewątpliwie człowiekiem szlachetnym i prawym, ale bardzo trudnym i z roku na rok coraz trudniejszym. Coraz  bardziej przykrym, okrutnym. Wyśmiewał, dźgał, miażdżył często jednym słowem, a inteligentny był piekielnie. Obrażał, choć zwykle po pijanemu. To znaczy, zawsze niby żartował, ale jego humor zjadliwy, gorzki, okrutny, taki sam zresztą jak u Miłosza [...]". [M. Bieszczadowski s.242]

"Skryty, dyskretny, nie mówił prawie o sobie, najwyżej w chwilach krytycznych, wtedy jednak człowiek nie panuje nad sobą, jest kimś innym. Uczuciowy, wrażliwy, ale umiejętnie to skrywający, z silnym lękiem przed ekshibicjonizmem, również poetyckim, jego wcześniejsza biografia nie jest więc znana".[Z. Najder s.278]

 

"Słynął z kapryśności i wymagań wobec wydawców, al egdy go poprosiłam o zgode na jego wiersze zebrane w serii Poezja XX wieku, zgodził się natychmiast." [K. Pawłowska s.274]

 

"Ale jego bezkompromisowość, pryncypialność brała się nie z przeświadczenia o wyższości własnych poglądów, lecz przede wszystkim  z wierności umarłym, tym, którzy polegli, zostali zamęczeni, nie dożyli, których zdradzono o świcie. Oni właśnie byli jego motywem głównym, obsesją, nawet, uważał się za niegodnego, może przypadkowego ich reprezentanta. I nawet w Luwrze, stojąc przed Moną Lizą, tą Jeruzalem w ramach, pamiętał o tym, że mieli tu przyjść wszyscy, a przybył sam, inni bowiem nie dotarli, zatrzymani przez szubienice, zasieki, kolczaste druty rzek, rozstrzelane lasy, powieszone mosty." [Z. Najder s.284]

 

"Po latach nazwał naszą postawę kwestią smaku, ja natomiast chęcią pozostania sobą. A może też nie ukrywam nie byłem wolny od odrobiny pychy? Później już znalazłem u Conrada zdanie, które znałem z wersji francuskiej z domu: To nie dosięga wysokości mojej pogardy, bo tak się musiało mawiać w Polsce od zaborów. I robić swoje." [A. Biernacki s.268]]

 

" Do kraju wraca w 1981, po to, aby dzielić los zbuntowanego środowiska literatów. Zabawi tu kilka lat. To właśnie wówczas stanie się obiektem całego przemysłu hagiograficznego. Krytycy i historycy literatury, którzy go prawie nie dostrzegali, teraz zobaczyli w nim największego spośród żyjących poetów ? pisał krytyczny zawsze wobec niego Zdzisław Łapiński." [s.336]

 

"A Zbyszek z kolei nie dostał Nobla, którego otrzymują ostatnio twórcy proweniencji lewicowej albo nawet jawnie komunistycznej, choćby Dario Fo, zwolennik Fidela Castro; nagrodą dla niego starcy ze Szweckiej Akademii skompromitowali się, moim zdaniem, zupełnie. Zawsze mowiłem, powtórzę więc jeszcze raz, że jeżeli Nobla miał dostać poeta polski, to oczywiście on [Herbert]".[G. Herling-Grudziński s.345]

 

"Zdaniem Marka Skwarnickiego, każdy porządny twórca - nie tylko Herbert, ale Norwid, brat Albert - cierpiał na depresję, która jest chorobą - męką, bólem duszy. Ratował się więc starym, wypróbowanym lekarstwem, czyli alkoholem i nic dziwnego, bo uspokaja, rozładowuje, daje pogodę. Wybitny psychiatra Antoni Kempiński powiedzial kiedyś, że gdyby nie wódka, w PRL-u doszłoby może do kilku powstań". [s.361]

"A gdy zapytałem go kiedyś listownie, czy w swoich Dębach nie przekroczył granicy smutku, odpisał (12.10.1992), że rozpacz była dla niego  zawsze wołaniem o nadzieję, a ciemność miała wyrażać pragnienie światła. To może wydać się dialektycznym wykrętem, ale być może należy w swoim wnętrzu lepiej destylować nieszczęście?" [M. Skwarnicki s.362]

 

 

 

"Sam zresztą nawiązywał do tego - metaforycznie oczywiście - w swoich wierszach, bajkach, częsty jest choćby u niego motyw anioła - symbolu schizofrenii, której nie miał, ale mógł się jej obawiać, choć bywa ukojeniem, depresja - wieczną szarpaniną". [T. Chrzanowski s.362]

 

 

 "Czy odbrązowiony portret poety w jakimś stopniu ujmuje jego wielkości jako artysty? W żadnym wypadku! Miotany niepokojami, nie pogodzony z sobą, walczący z uciążliwą chorobą Herbert jest nam jedynie bliższy, bo po ludzku niedoskonały." [Wprost, nr 26, 2002, s.110]

 

"O Zbigniewa Herberta będziemy się jeszcze spierać, bo choć po jego śmierci jasne się stało, jaką ponieśliśmy stratę i kim był ten człowiek równie dobrze się czujący w masce Katona i Stańczyka (także na codzień - Andrzej Łebkowski powiada: był naszym enfant terrible, Jasiem Fasolą), to niestety - rację miał Jacek Kaczmarski, pisząc z Trenie spadkobierców:

Będziemy zatem rozszarpywać schedę

Słów przemyślanych, myśli - przebolałych." [K. Masłoń w: Rzeczpospolita]

 

 

 

   

wszystkie nie zaznaczone cytaty w tekście pochodzą z:

Pan od poezji - O Zbigniewie Herbercie, Joanna Siedlecka, Prószyński i S-ka, 2002, s.424.

 

audio books ksiazki / books muzyka / music dvd & video computer programs polish subjects in english
Copyrights © 2001 D&Z HOUSE OF BOOKS. ALL RIGHTS RESERVED
D&Z House of Books - Polish Book Store, Chicago, IL. USA
D&Z Dom Ksiazki - Polska Ksiegarnia
Designed by New Media Group, Inc.