Jak zwalczać internetowe chamstwo
Marcin Bojanowski, Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl, 5/6/2007
Jak zwalczać internetowe chamstwo
Marcin Bojanowski 2007-05-06, ostatnia aktualizacja 2007-05-06 21:02:45.0
Czy mogą istnieć blogi bez bluzgów?
"Frajerzy, jak myślita że możeta mnie wkur..., a ja zacznę głupoty gadać, to srogo przeholowaliśta w mierzeniu zamiarów na siły. Patrzajta; i po pijaku was rozwalę" - pisze anonimowy internauta używający nicka Artur w serwisie blogowym Salon24. To jeden z wielu obraźliwych komentarzy zamieszczanych pod tekstami piszących tam autorów. Wulgarne, agresywne, pełne obelg i kłamstw wpisy stały się częścią blogosfery. Trudno z nimi dyskutować, można starać się lekceważyć, ale każda próba ich usunięcia powoduje kolejny potok oskarżeń o cenzurę i ograniczanie wolności słowa.
"Takie są prawa blogu, wchodziłem dobrowolnie, wiedziałem, jakie są reguły gry; jeśli chodzi o spokojne, kulturalne dyskusje, to swoje już odsiedziałem w życiu na rozmaitych seminariach naukowych i ciągnie mnie do żywszej akcji" - pisze na swoim blogu profesor Wojciech Sadurski z Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji. Sam nigdy nie usunął żadnego z komentarzy: "Kasować najgorsze obelgi? - nigdy, jak bym potem mógł spojrzeć w wirtualne oczy czytelnikom, perorując o wolności słowa?".
Chamskie zachowania zdarzają się nie tylko w internecie, ale ponieważ sieć daje poczucie anonimowości bez konieczności ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji, dyskusje często przeradzają się tam w zwykłe pyskówki. Twórca Salonu24, znany dziennikarz Igor Janke, na swoim blogu apelował do internautów o powściągnięcie emocji. "Wiem, że internet to wolność, ale każda wolność ma swoje limity (...). Nie zgadzajmy się ze sobą i kłóćmy, ale oszczędźmy sobie osobistych ataków, obraźliwych epitetów itp." - przekonywał. Wszystkich nie przekonał. Po kolejnej fali napastliwych i agresywnych wpisów zdecydował o wprowadzeniu pewnych ograniczeń dla użytkowników serwisu. Teraz, aby móc komentować zamieszczane na blogach notki, trzeba się najpierw zalogować.
Dyskusja o tym, co dozwolone w sieci, toczy się także w USA. Próbę ucywilizowania sieciowych dyskusji podjęło dwóch guru amerykańskich blogerów. Tim O'Reilly, który ukuł termin Web 2.0, oraz twórca Wikipedii Jimmy Wales rozpoczęli prace nad zestawem zasad, które nadałyby właściwy kształt internetowym debatom i dyskusjom. Zdecydowali się podjąć wyzwanie po burzy, jaka przetoczyła się po znanych amerykańskich blogach. Autorzy, którzy kasowali wulgarne wpisy, zaczęli otrzymywać listy z pogróżkami, a ich przerobione zdjęcia trafiały na internetowe strony.
Ich koncepcja ucywilizowania blogosfery zakłada stworzenie trzech kodeksów etycznych, z których każdy oznaczony byłby odrębną pieczęcią w postaci logo. W wersji podstawowej anonimowe (ale niewulgarne) komentarze byłyby dozwolone, w kolejnej zakazane, w trzeciej zaś - najbardziej restrykcyjnej - bloger zobowiązywałby się do odnalezienia drugiego źródła informacji dla sensacyjnej wiadomości lub plotki, o której pisał. Dzięki temu podziałowi każdy mógłby wybrać zestaw zasad, który mu odpowiada, i zamieścić jego logo na swojej stronie, by sygnalizować czytelnikom, jakie zachowania będą tam tolerowane. W przypadku złamania regulaminu pozwalałoby mu to na usunięcie anonimowych bądź obraźliwych wpisów, bez niebezpieczeństwa posądzenia o cenzurę. Cały system byłby nieobowiązkowy, opierający się na czymś w rodzaju straży obywatelskiej w sieci. Czyniłby blogera odpowiedzialnego nie tylko za to, co pisze, ale również za komentarze pozostawiane przez odwiedzających gości.
Ta koncepcja mimo braku obligatoryjności i tak wzbudziła duże emocje. "Jak wymierzyć, gdzie kończy się wolność słowa, a zaczyna cenzura?" - pytali internauci. Podobne wątpliwości pojawiły się po zmianach wprowadzonych w Salonie24. Z czasem protesty ucichły i większość osób zaakceptowała nowe reguły. Również O'Reilly uspokaja, że w zapoczątkowanej przez niego dyskusji nie chodzi wcale o cenzurę: "To jest błąd, jaki wielu ludzi popełnia - wierzą, że niecenzurowane wypowiedzi to największy przejaw wolności słowa, podczas gdy tak naprawdę monitorowana, kulturalna wymiana zdań jest dużo większym jej przejawem. Wolności słowa nie ogranicza kultura osobista".
Marcin Bojanowski
|