Polaków portret własny
Joanna Olech, Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl, 1/21/2006
Zapytany o polskie domy listonosz wie wszystko o przedpokojach, hydraulik będzie mówił o łazienkach, ksiądz chodzący po kolędzie - o paradnych pokojach, kominiarz - o dachach. Żaden z nich nie ma pełnego obrazu, żaden nie zagląda do apteczek, komórek, szafek, księgozbiorów. A ja - owszem, a ja - tak!
Socjologia jest formą ogładzonego, ucywilizowanego wścibstwa. Wiedza o społeczeństwie to przecież nic innego jak puzzle - miliony drobnych, bagatelnych informacji składają się na portret ludzkiej zbiorowości, konterfekt wierny, bez retuszu. Przedmiotem socjologicznych badań bywały pamiętniki, donosy, protokoły zebrań, listy zakupów, zeszyty rachunkowe, wyznania miłosne, spisy inwentarza... Nawet dwie plotkary - Madalińska i Gadalińska z miasta Młyńska - byłyby dla socjologa nieocenionym źródłem informacji. Jednakże pożytek z wiedzy pozyskanej od pań należałoby pomniejszyć o ich problematyczną wiarygodność - odsianie prawdy od urojeń mogłoby okazać się trudne, czy wręcz niemożliwe. Jak zatem przeniknąć ściany i zajrzeć do polskich domów bez pośrednika, jak poznać prawdę o rodakach - o ich gustach, nawykach, upodobaniach, aspiracjach... nie naruszając przywileju prywatności i respektując prawo do godności?
Firma badawcza Millward Brown SMG/KRC uruchomiła program badań socjologicznych opartych na fotoreportażach, które wykonują wyłonieni losowo Polacy. Ta fotograficzna ankieta ma swoje reguły: uczestnicy oprócz aparatu fotograficznego otrzymują zwięzłą instrukcję - kilka rad dotyczących kadrowania obrazu, kilka podpowiedzi co do wyboru fotografowanych obiektów. Przedmiotem zainteresowania badaczy jest sposób spędzania czasu, lektury, rozrywki, pielęgnowanie zdrowia i urody, dieta...
Te zdjęcia - amatorskie, niepozowane, doraźne, anonimowe, a przy tym ujawnione w takiej niezwykłej obfitości - składają się na obraz nadzwyczaj sugestywny, na patchworkowy wizerunek Statystycznego Polaka. Oglądane ciurkiem, w masie, zlewają się w jeden megareportaż, zapis obyczaju. Jest to zdumiewająca lekcja pokory, nasze wyobrażenia o rodakach konfrontujemy z intymnym i bardzo prawdziwym dokumentem - wizerunkiem domów polskich. Dziwny to obraz, jakby po wybuchu bomby neutronowej - żywych ludzi niewielu, za to mnóstwo materialnych szczegółów egzystencji: meble, gadżety, posiłki i trunki, zabawki, kosmetyki, kolekcje, samochody, hobby. Fotografujący dołączają do zdjęć książeczkę, w której swoje zdjęcia opatrują krótkim komentarzem. Niekiedy zderzenie obrazu i przypisu bywa zastanawiające - nie wszystko jest tym, czym się wydaje. I tak na przykład ponury familok na zdjęciu, wymagający pilnego remontu, w przypisie nazwany jest azylem. Ja jednak zostawiam komentarze badaczom, a sama przyglądam się zdjęciom z punktu widzenia Gadalińskiej, która wpada do cudzych domów, obrzuca wszystko taksującym spojrzeniem, rejestruje szczegóły i z całą dezynwolturą niepoprawnej plotkary formułuje pochopne wnioski.
Meblościanka rządzi!
Obśmiany symbol estetyki Peerelu okazuje się niezwykle żywotny. Meblościanka rządzi w dziewięciu na dziesięć mieszkań. Nie jest to mebel praktyczny - niewiele pomieści, służy raczej jako rytualny element wystroju. Stoją na nim zdjęcia komunijne i ślubne, paradne serwisy, kolorowe wódki we frymuśnych butelkach, sztuczne kwiaty, albumy ze zdjęciami i kilka książek w twardej oprawie - wydawnictwa o Papieżu, encyklopedie... Prawie zawsze telewizor, sprzęt grający, kasety VHS. Meblościanki bywają z laminowanego paździerza, z reguły w ciemnej okleinie drewnopodobnej, jeśli nowsze - to z pełnego drewna, o szybkach ze złotymi szprosami. Te proste, kubiczne, z lat 70., ustępują miejsca jaśniejszym, ze szczytem półkolistym albo zwieńczeniem w esy-floresy. Meblościanki trwają, bo są symptomem bezradności rodaka nieprzywykłego do aranżowania wnętrza - dekorują najokazalszy pokój w domu. Kupione, ustawione... rozwiązują problem wystroju. Z reguły w parze z telewizorem i "wypoczynkiem" determinują sposób spędzania wolnego czasu. W zachodnioeuropejskim designie meblościanki powracają na fali mody vintage; u nas nie muszą powracać, bo nigdzie nie wyjeżdżały. Laminowany "anzug", meblowy gotowiec Polaka. Czy coś zdoła go zdetronizować?
Nie ma stołu!
Duży stół (z wiszącą nad nim lampą) to dla mojego pokolenia ikona domu, magiczny symbol rodzinnej wspólnoty. Spełniał kilka funkcji: skupiał rodzinę przy posiłkach, służył do pracy, zabawy i odrabiania lekcji.
Fotoankieta ujawnia zaskakującą prawdę: solenny, masywny stół znika! Wypiera go "jamnik" - niski stolik, który kanapę dzieli od telewizora, tudzież niewielkie stoliki kuchenne. Jadamy więc byle jak, w kucki, na składanych blatach i pomocnikach przykrytych ceratą.
Praktycznie!
Jakkolwiek różny jest status materialny respondentów, to widać wyraźnie prymat rozwiązań oszczędzających czas. Królują tworzywa sztuczne - nylonowe firany i portiery, laminat w zabudowie kuchennej, linoleum nie tylko na podłodze, ale czasem i na ścianach. Sporo jest sztucznej zieleni. Jeśli obrusy, to też syntetyczne, "plamoodporne", niewymagające prasowania. Potrawy nakłada się wprost na talerz, z pominięciem waz i salaterek (dietetyk miałby sporo do powiedzenia na temat polskich posiłków bez owoców i warzyw). Także kolory dominują "praktyczne" - beże, brązy, czyli kolory drewna (boazeria, także sztuczna, nadal popularna, a może tylko trwała, długowieczna). Tapicerki wzorzyste. O takich mówi się, że "nie widać na nich brudu". Kolory pojawiają się w pokojach dziecinnych i tu najczęściej zdarzają się niestandardowe zabiegi dekoracyjne - malarstwo naścienne (słoń Dumbo, Kubuś Puchatek, krasnoludki), plakaty, obrazki...
Madonna z "Madonną"
Swobody w aranżowaniu wnętrza przybywa wraz ze wzrostem zamożności - jaskrawoczerwony fotel to rzadka ekstrawagancja, nieczęsto widzi się obiekty sztuki. Dominuje ikonografia dewocyjna, religijna - portrety Papieża i pamiątki komunii świętej, wizerunki Matki Boskiej. Niewiele reprodukcji, jeśli malarstwo, to tradycyjne, pejzażowe, nierzadko jarmarczne. Zastanawiające jest przemieszanie "sacrum" i "profanum" - święte obrazki sąsiadują na ścianach z fotografiami roznegliżowanych gwiazd popkultury, Madonna obok "Madonny".
Zasmucają żałosne księgozbiory - zaledwie kilka książek na meblościance, niewiele więcej w pokojach dziecinnych. Na żadnym z kilku tysięcy zdjęć nie ma domowej biblioteki z prawdziwego zdarzenia. Lepiej jest z prasą - w niemal każdym domu czyta się jakąś gazetę lub czasopismo (także reklamy).
Przedmiotem dumy jest natomiast domowa elektronika - respondenci fotografują telewizory i boomboksy na regałach. Imponująca jest liczba komputerów, które jednak często są tak usytuowane, że nie można przy nich pracować. Blaty nie mieszczą klawiatury, użytkownik komputera wodzi nosem po ekranie. Krzesła przy komputerze - nierzadko chybotliwe, meblowe, tandetne. Bo praktyczny zmysł nie idzie w parze z funkcjonalizmem - na zdjęciach widać mnóstwo błędów, które łatwo byłoby naprawić, przestawiając meble. Sofy wciśnięte w kąt, drzwi otwierające się wprost na biurko... Przydałby się fachowy doradca. Niemal wszędzie splendor wygrywa z funkcją - nieważne, że niewygodne, ważne, że od kompletu.
Horror vacui
Co jest rzadkie, niemal niepraktykowane? Minimalizm. Umiar dekoratorski nie leży w naszej naturze. Niewątpliwie przyczyniają się do tego niewielkie metraże, ale faktem jest, że przeciętny Polak boi się pustki. Każdy skrawek powierzchni mieszkania jest umajony na różne sposoby. Królują wzorzyste desenie zderzane ze sobą bez oporów. Kwieciste tapety obok kwiecistych dywanów i kwiecistych firan. Żyrandole niczym pojazdy kosmiczne - błyszczą złotem i chromem. Dziesiątki gadżetów i durnostojek zapełniają regały. Fantazyjnie toczone nóżki krzeseł, ozdobne uchwyty szafek... Trudno wręcz znaleźć przedmioty czy akcesoria, o których dałoby się powiedzieć, że są proste. Tylko elektronika i jej funkcjonalny, nowoczesny design pozostaje w sprzeczności z tym "wszechpolskim barokiem". Czyżby prostota jeszcze ciągle była postrzegana jako atrybut ubóstwa?
Dywany, wzorzyste wykładziny, boazerie, sufity wyłożone tłoczonymi we wzory kasetonami - wszystko to pomniejsza optycznie i tak nieduże pomieszczenia. Toteż salony wyglądają jak wymoszczone gniazda - ciemnawe, pluszowe, ciasne. Zastanawiający jest brak starych mebli i pamiątek po minionych pokoleniach. Wszystkie kredensy i etażerki po babci pojechały na warszawskie i krakowskie targi staroci?
Bardzo niewiele jest pokoi nastolatków, które miałyby ostentacyjnie odmienny pokoleniowo styl. Widać, że wszędzie dociera mama z mopem, a wolność nastoletniego domownika sprowadza się do przypięcia plakatu pluskiewką.
Ekstrawagancje
Jakkolwiek mieszkania naszych sąsiadów są do siebie podobne i bynajmniej nie przypominają wnętrz z kolorowych czasopism wnętrzarskich, to obok potrzeby "bycia jak inni" istnieje potrzeba "bycia innymi niż inni", która manifestuje się na różne, zdumiewające sposoby.
Oto jeden z uczestników projektu wyłożył ściany kilkubarwnym linoleum w wielkie geometryczne wzory. Są tak absorbujące i agresywne, że nie sposób oderwać od nich wzroku. Trzeba mieć dużo odwagi, żeby w tak stanowczy i niekonwencjonalny sposób przełamać powszechną manierę wnętrzarską i żyć z tym szalonym dekorem dzień po dniu. W innym mieszkaniu ścianę obszernej kuchni wyklejono "brzozową" fototapetą - białe, cętkowane żerdzie stanowią imitację drewnianej palisady.
Oglądanie tej niezwykłej z racji skali fototeki to nie tylko zwykła "inwentaryzacja" stanu posiadania Polaków i ich upodobań. Taki seans konfrontuje dokumentalną prawdę z naszymi wyobrażeniami o współrodakach. Nagminnie popełniamy błąd, mierząc ludzi własną miarą, przypisując im własne gusta, poglądy i nawyki. Tutaj mamy wgląd w życie powszednie mieszkańców wsi, miast i miasteczek, a z tego kalejdoskopowego obrazu wyłania się przeczucie, domysł, intuicja. Jak spędzają czas? O czym marzą? Jakie mają aspiracje? Na kogo głosują? Co ich frustruje? Ile w nich ducha, a ile materii? Zza mebli i fantów wyzierają ludzie, zbiorowy portret społeczności. I jakkolwiek prywatne domysły nie mają żadnej wartości naukowej, to stanowią przyczynek do mojego poczucia przynależności, tożsamości, do określenia, co we mnie wspólne, a co osobne. Jakkolwiek by patrzeć - ciekawa wycieczka krajoznawcza, baaaardzo pouczająca.
Projekt autorstwa firmy badawczej Millward Brown SMG/KRC.
Badanie jest przeprowadzane na ogólnopolskich reprezentatywnych próbach Polaków w wieku powyżej 15 lat. Uczestników projektu wybrano losowo. Rocznym plonem badania jest 600 rolek filmu od 600 uczestników. Fotografie powstają na podstawie listy tematów pozwalającej na bezpośrednie zestawianie i porównywanie zdjęć wykonanych przez różnych autorów. Oprócz stałych tematów zaplanowano także specjalne, cykliczne zadania fotograficzne związane z porami roku, świętami etc. Prawdopodobnie projekt przekształci się w badanie o charakterze ciągłym. Taka kontynuacja mogłaby się stać jedynym w swoim rodzaju sposobem na obserwację zmian i trendów
|