Świat pod rządami Jeffa Bezosa - CZEĆ #2
Franklin Foer, MAGAZYNPISMO.PL,
Big Tech miewa niekiedy wątpliwości, czy jest rzeczą moralną wchodzić w sojusze ze służbami bezpieczeństwa, lecz Bezos nigdy nie wyrażał w tym względzie żadnych zastrzeżeń. Jego dziadek pracował dla Pentagonu, projektując systemy obrony rakietowej, i nadzorował laboratoria, w których prowadzono badania nad bronią jądrową. Jeff dorastał w romantycznej epoce podboju kosmosu, kiedy biznes i rząd działały ramię w ramię, realizując wielkie narodowe przedsięwzięcia. Poza tym fakt, że amerykański wywiad zdecydował się przekazać swe tajemnice pod opiekę Amazona, był wręcz niesamowitą reklamą, rozstrzygającym argumentem dla każdego innego państwa szukającego podobnej usługi.
Wielkim atutem Amazona jest zdolność uczenia się, więc z czasem firma również zaczęła uczestniczyć w starych rytuałach waszyngtońskiego klientelizmu i dodała trzech byłych kongresmenów do swojej trzódki lobbystów. (Od 2012 roku wydatki lobbingowe firmy wzrosły o czterysta siedemdziesiąt procent). Oprócz tego zatrudniała urzędników odchodzących z ważnych agencji rządowych. Przykładowo Anne Rung z Urzędu Federalnej Polityki Zamówień i Zakupów prosto z administracji państwowej przeszła do Amazona.
Nie chodziło bowiem tylko o kontrakty na przechowywanie danych w chmurze, ale również o sprzedawanie organom ochrony porządku publicznego systemów wykrywania twarzy. (Amazon oferował je ponoć choćby Służbie Imigracyjnej i Służbie Celnej). Firma liczyła ponadto, że za jej pośrednictwem rząd będzie dokonywał wszelkiego rodzaju zakupów biurowych, od spinaczy, przez kawę, aż po krzesła i sprzęt elektroniczny. Mówimy tu o sporym przedsięwzięciu, gdyż co roku amerykańskie agencje rządowe wydają ponad pięćdziesiąt miliardów dolarów na towary konsumpcyjne. W 2017 roku Izba Reprezentantów przyjęła po cichu tak zwaną poprawkę Amazona, ukrytą wśród przepisów innej ustawy. Oficjalnym celem było zmodernizowanie procedur zakupowych, w istocie jednak poprawka pozwalała firmie Bezosa zająć dominującą pozycję na tym polu. Ostatecznie konkurencja się połapała i na skutek głośnej krytyki Amazonowi trudniej jest dziś o kontrakty. Obecnie rząd przygotowuje program pilotażowy, w którym na próbę ma wziąć udział kilka innych podmiotów.
Mimo to polityka administracji rządowej jest oczywista, zwłaszcza jeśli przyjrzeć się sytuacji poza stolicą. W 2017 roku Amazon podpisał umowę z mało znaną organizacją U.S. Communities, dzięki czemu może zarobić pięć i pół miliarda dolarów. U.S. Communities negocjuje zakup kredy, sprzętu elektronicznego, książek i tym podobnych w imieniu pięćdziesięciu pięciu tysięcy podmiotów prowadzonych przez hrabstwa czy gminy (na przykład lokalnych szkół, sieci bibliotek czy komisariatów). Institute for Self Reliance opublikował w 2018 roku raport, w którym wykazał, że za coraz większą część tego rodzaju zakupów w administracji publicznej odpowiada Amazon.
Jak na ironię, w tym samym roku Amazon nie zapłacił ani centa podatku federalnego. Dzięki wykorzystywaniu rozmaitego rodzaju rajów podatkowych i luk w przepisach firma nie dokłada się do publicznej kasy, choć bardzo dużo z niej bierze. Rozrosła się po części właśnie dlatego, że nie płaci podatków. Rząd zaś nagradza ją za to szczodrymi kontraktami.
Jakiego typu ego ma Jeff Bezos? Prezydent Stanów Zjednoczonych od dłuższego czasu testuje jego zdolność do sublimacji, urządzając mu bezlitosną nawalankę. W populistycznym moralitecie Trumpa „Jeff Bozo” to zły i wszechmocny bogacz. Niszczy małe firmy, przykręca śrubę poczcie, realizuje swoje interesy dzięki posiadaniu gazety, nazywanej przez prezydenta „Amazon Washington Post”. Podczas kampanii wyborczej w 2016 roku Trump zapowiadał, że wykorzysta aparaturę państwową, by spuścić Amazonowi potężne lanie. „Jeśli zostanę prezydentem – o rany, będą mieli naprawdę poważny problem” – mówił. Ostrzeżenia Dona Grahama na temat ciemnych stron posiadania dziennika zaczęły wyglądać proroczo.
Niekiedy Bezos reaguje na te zaczepki. Pewnego razu odpowiedział tweetem, w którym żartował, że Trumpa należałoby wysłać w kosmos. Ponieważ jednak robi interesy z rządem i zależy mu na klientach głosujących na republikanów, z reguły stara się nie zaogniać konfliktu.
Mimo jadowitych ataków Trumpa – a może właśnie z ich powodu – Amazon zatrudnił lobbystę Jeffa Millera, który pomagał prezydentowi w zbieraniu funduszy na kampanię wyborczą. Bezos często dzieli się opiniami z Jaredem Kushnerem, mężem Ivanki Trump. W 2017 roku otrzymał zaproszenie do Rady do spraw Technologii, działającej przy Departamencie Obrony, aczkolwiek nie został zaprzysiężony, gdyż Pentagon zorientował się, że nie przeprowadzono odpowiedniej weryfikacji jego przeszłej działalności i powiązań. (Ostatecznie nie zasiadł w radzie). Były pracownik Białego Domu powiedział mi: – Gdyby Trump wiedział, jak często Bezos kontaktuje się z urzędnikami z Zachodniego Skrzydła, wpadłby w furię.
Jesienią 2017 roku Pentagon ogłosił projekt o nazwie „Wspólne przedsięwzięcie z zakresu infrastruktury obronnej”, lepiej znane pod angielskim akronimem JEDI. W ramach tego dane Departamentu Obrony miały zostać przeniesione do chmury, by agencja mogła lepiej wykorzystywać sztuczną inteligencję i usprawnić komunikację z jednostkami wojskowymi na polach bitewnych. O znaczeniu JEDI świadczyły koszty: dziesięć miliardów dolarów w ciągu następnych dziesięciu lat. Potencjalnie zresztą może się to okazać nawet bardziej lukratywne dla wykonawcy, gdyż jeśli chodzi o technologie, Pentagon często bywa naśladowany przez inne agencje rządu federalnego.
Rozmaite firmy ostro zabiegały o kontrakt. Ponieważ Amazon był postrzegany jako faworyt, na nim właśnie skupiły się ataki konkurentów. Próbowali oni jeszcze bardziej skłócić Trumpa z Bezosem. Kierownik firmy technologicznej Oracle opracował specjalny diagram zatytułowany Spisek na rzecz ustanowienia dziesięcioletniego monopolu w Departamencie Obrony, który rzekomo ilustrował strategię Amazona i trafił w ręce prezydenta, aczkolwiek przedstawiciele Oracle twierdzili, że nie stało się to za ich sprawą. Próbowali za to wykorzystać drogę sądową, składając pozwy, w których przedstawiali mroczną opowieść o infiltracji Pentagonu przez firmę Bezosa. Wskazywano, że były konsultant Amazon Web Services dostał ważną posadę w biurze sekretarza obrony. Przede wszystkim jednak Oracle skupiła się na człowieku nazwiskiem Deap Ubhi, menedżerze projektu, który z Amazona przeszedł do Pentagonu. Już jako pracownik rządowy Ubhi napisał na Twitterze: „Amazończykiem jest się do końca życia”. Według Oracle ma to świadczyć o jego zamiarach: firma twierdzi, że Ubhi pomoże zaprojektować takie specyfikacje JEDI, by zwiększyć szansę na uzyskanie kontraktu realizacyjnego przez Amazona. Ostatecznie Pentagon ogłosił warunki zamówienia. Okazało się, że spełniają je tylko Amazon i Microsoft.
Rola odegrana przez Ubhiego w projekcie faktycznie budziła zastrzeżenia, lecz ani sąd, ani Pentagon nie uznały, że z tego powodu należy wstrzymać JEDI. Sędzia oznajmił, że „jest co prawda dym, ale nie ma ognia”. Latem 2019 roku zanosiło się na ogłoszenie decyzji w sprawie przyznania kontaktu jednej lub drugiej firmie, ale wówczas Mark Esper, sekretarz obrony, oznajmił, że zamierza zrewidować warunki zamówienia. Urzędnik Pentagonu przedstawił mi następującą wersję wydarzeń. Otóż Trump miał obejrzeć w telewizji Fox News program Tuckera Carlsona, w którym dziennikarz ostro wypowiadał się na temat JEDI, i natychmiast zażądał wyjaśnień. Do tego senator Marco Rubio, który w 2016 roku dostał od Oracle przeszło pięć milionów na kampanię wyborczą, zwrócił się do Pentagonu o wstrzymanie rozstrzygnięcia przetargu. Podobno poruszył ten temat w rozmowie telefonicznej z prezydentem. (Amazon też finansował kampanię Rubio, ale znacznie mniejszą kwotą). Trump najwyraźniej nie potrafił się oprzeć pokusie, by dać prztyczka w nos swemu zaprzysięgłemu wrogowi. Właśnie dlatego szanse Amazona na dziesięciomiliardowy kontrakt mogły bezpowrotnie przepaść.
Jeśli weźmie się pod uwagę motywy przyświecające Trumpowi, trudno nie stanąć po stronie Bezosa, jednak niezależnie od złośliwości prezydenta i niebezpiecznego precedensu, jakim jest rzucanie kłód pod nogi właścicielowi gazety, wątpliwości pod adresem Amazona są uzasadnione. Krytycy firmy podkreślają, że rząd nie powinien zbyt ściśle wiązać się z jedną tylko korporacją, zwłaszcza gdy idzie o tak ważne przedsięwzięcie. Umieszczenie wszystkich danych Pentagonu u jednego dostawcy usługi może okazać się niebezpieczne. Pojawia się też ryzyko niezdrowego uzależnienia od firmy, która dzięki wygodnym kontraktom rządowym, zapewniającym dochody, może przecież z czasem osiąść na laurach i stracić przewagę na polu innowacyjności.
Przykład JEDI dobrze ilustruje rozmaite problematyczne aspekty relacji między instytucjami publicznymi a Amazonem. Kiedy Bezos podjął starania na rzecz budowy drugiej siedziby w Nowym Jorku, wróciły pytania, dlaczego z pieniędzy podatników wspiera się nieustanny rozrost firmy, wyglądało bowiem na to, że miasto zapewni Amazonowi rozmaite ulgi i subsydia, choć przecież bogata korporacja w ogóle ich nie potrzebowała.
Nic dziwnego, że Trump wybrał Bezosa na swojego wroga. Podczas gdy prezydent rujnuje kraj, Bezos tworzy sprawne przedsięwzięcia, spełniając swe obietnice.
Zamiar przeprowadzki do Nowego Jorku został ostatecznie porzucony. Większy niepokój budzi jednak plan zbudowania bastionu Amazona tuż pod Waszyngtonem. Oczywiście można przytoczyć wiele zupełnie niewinnych argumentów na rzecz osiedlenia się w jakże dostatniej okolicy Kapitolu, trudno jednak sądzić, ze Bezos nie myśli przy okazji o swoich interesach z rządem, które przecież nadal będą prowadzone na rozmaitych polach, niezależnie od opóźnień we wdrożeniu JEDI. Z danych Government Accountability Office, czyli amerykańskiej Najwyższej Izby Kontroli, wynika wszak, że tylko jedenaście procent jednostek podległych rządowi przerzuciło się już na korzystanie z chmur obliczeniowych.
Amazon podąża śladem swojego szefa. Bezos wkroczył do waszyngtońskiej elity władzy, stał się bywalcem klubów Alfalfa i Gridiron – i na podobnej zasadzie tysiące przedstawicieli jego firmy zakorzenią się niedługo w Waszyngtonie. Członkowie kierownictwa poślą swoje dzieci do drogich szkół, w których uczą się dzieci dziennikarzy, ekspertów z think tanków i wysokiej rangi urzędników rządowych. Nowi sąsiedzi będą zapraszali Amazończyków na kolacje. Establishment chętnie przyjmie migrantów – o ile owymi migrantami będą milionerzy z Seattle. Siła polityczna Amazona może się wkrótce zrównać z jego siłą rynkową, a interesy państwa i interesy potężnej korporacji splotą się jeszcze bardziej, co jak uczy nas przeszłość, nigdy nie kończy się dobrze dla demokracji.
W 2018 roku Jeff Bezos był gościem specjalnym na spotkaniu Narodowego Towarzystwa Kosmicznego. Otrzymał nawet nagrodę z pewnością bliską jego sercu: medal pamiątkowy imienia Gerarda K. O’Neilla za działalność na rzecz osadnictwa w kosmosie. Po uroczystej kolacji wszedł na scenę, by wziąć udział w rozmowie z redaktorem serwisu GeekWire. Ale zanim zaczęli, sam zadał pytanie: „Czy jest na sali ktoś, kto ogląda serial The Expanse?”.
Dobrze wyczuł publiczność; w odpowiedzi rozległ się aplauz. Akcja serialu The Expanse, nadawanego na kanale Syfy i opartego na cyklu ukochanych książek Bezosa, dzieje się w dalekiej przyszłości i opowiada o kosmicznej kolonii walczącej o przetrwanie. Gdy kanał Syfy zdecydował się zakończyć produkcję, ruszyła lawina gniewnych protestów. Nad siedzibą Amazona w Santa Monica w Kalifornii krążył samolot z banerem wzywającym firmę, by przejęła prawa do serialu i zrealizowała kolejne odcinki.
Zanim jeszcze aplauz ustał, Bezos zadał drugie pytanie. „Wiecie, że aktorzy z obsady The Expanse są dziś z nami?”. Poprosił, by wstali. Szefowanie studiu filmowemu nauczyło go, jak wielki potencjał ma dramatyczna pauza. „Dziesięć minut temu dowiedziałem się, że The Expanse został uratowany” – oznajmił. Oczywiście to właśnie Bezos przyszedł mu z pomocą. Teraz napawał się euforią publiczności i przywołując nazwę statku kosmicznego, odgrywającego istotną rolę w serialu, zawołał: „Rosynant jest bezpieczny!”.
The Expanse to niewielki dodatek do hollywoodzkiego imperium Bezosa, które wkrótce przeniesie się do siedziby w Culver Studios, gdzie Hitchcock kręcił niegdyś Rebekę, a Scorsese Wściekłego byka. Szacuje się, że w 2019 roku Amazon wydał pięć do sześciu miliardów dolarów na produkcję filmów i seriali.
Kiedy Bezos ogłaszał, że Amazon wkracza do Hollywood, nie krył swych rewolucyjnych planów. Zapowiadał „zupełnie nowy sposób robienia filmów”. Utworzył na przykład specjalną stronę internetową, za pośrednictwem której każdy – bez względu na doświadczenie – może zgłosić własny scenariusz. O wyborze danego projektu miały decydować między innymi dane na temat zachowań i preferencji widzów. Niektórzy przedstawiciele Amazona zapowiadali mariaż „sztuki i nauki”.
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. W 2014 roku Amazon wypuścił swój drugi zestaw pilotów seriali. Przeanalizowano oglądalność, zebrano dane. A potem Bezos przyszedł na zebranie, podczas którego miała zapaść decyzja o produkcji dalszych odcinków, i oznajmił, że należy postawić na Transrodzica (Transparent). Pilot serialu o transpłciowej osobie z trójką dorosłych dzieci cieszył się wprawdzie najniższą oglądalnością z całej palety, ale szef Amazona przeczytał entuzjastyczne recenzje i uznał, że to przesądza sprawę.
Transrodzic zebrał pochwały krytyków i zarazem nadał tożsamość wytwórni Amazon Studios. Na początku poprzedniej dekady najbardziej utalentowani twórcy woleli pracować dla telewizji kablowych. Aby ich przyciągnąć (i co za tym idzie, pozyskać widzów) nowa platforma streamingowa Bezosa musiała zadbać o odpowiednio głośne premiery. Zamiast kierować swą ofertę do masowego odbiorcy, Amazon postanowił zatem spozycjonować się bliżej kina niezależnego, tworząc filmy i seriale trafiające w gust miejskiej wyższej klasy średniej. (Z drugiej strony w kierownictwie Amazona niełatwo znaleźć osoby z tego rodzaju gustem. Były pracownik działu wydawniczego opowiadał mi: – Pamiętam, jak rozważano wydanie książki Leny Dunham. Wszyscy pytali: „Ale kim jest ta Lena Dunham?”).
W początkowym okresie istnienia Amazon Studios musiało ściśle trzymać się jednej z Zasad przywództwa: „Oszczędzaj”. Kierownicy przekopywali się przez sterty scenariuszy odrzuconych przez inne wytwórnie filmowe i telewizyjne, w nadziei na znalezienie czegoś niekonwencjonalnego. Tak oto, za cenę stu tysięcy dolarów za odcinek, kupiono prawa do serialu komediowego Catastrophe. Amazon nabył też razem z BBC pierwszy sezon Fleabag, płacąc mniej więcej trzy miliony dolarów.
Skąpstwo okazało się sprzyjać kreatywności: ryzykowne projekty studia szybko zaczęły zdobywać nagrody, choćby Złote Globy: przez pięć lat z rzędu produkcje Amazona wygrywały w którejś kategorii. Kamerzyści nagrywający ceremonię wręczenia nagród za każdym razem wyłapywali wśród publiczności charakterystyczną łysą czaszkę Bezosa. Współpracownicy twierdzą, że nagrody sprawiają mu wyraźną przyjemność i mocno o nie zabiega. Aby przypodobać się członkom rozmaitych gremiów, urządza przyjęcia w swojej rezydencji w Beverly Hills, niegdyś należącej do Davida Geffena, współzałożyciela DreamWorks.
Gdy czyta się wywiady z Bezosem z dawnych czasów, trudno uwierzyć, że mógłby zostać królem Hollywood, a gwiazdy w rodzaju Matta Damona będą obejmować go ramieniem jak kumpla, pozując do wspólnych zdjęć. Bezos uważał się za nerda i czasem mówił o tym z bolesną wręcz szczerością. W rozmowie z „Playboyem” stwierdził: „Nie jestem typem mężczyzny, który rozkochuje w sobie kobiety. Raczej zżywają się ze mną jak z grzybicą”.
Na imprezie „Vanity Fair” po ceremonii rozdania Oscarów w 2013 roku Bezos nie zachowywał się jak pan i władca, jednak dzielnie krążył po sali razem ze swą ówczesną żoną MacKenzie, podczas gdy na przykład współzałożyciel firmy Google Sergey Brin zaszył się w kącie. Wprawdzie Bezosowie kurczowo trzymali się siebie nawzajem, ale dzielnie podejmowali rozmowę, ilekroć ktoś się do nich odezwał. MacKenzie stwierdziła kiedyś w wywiadzie dla „Vogue’a”, że jest osobą introwertyczną i na podobnych eventach bardzo się denerwuje, męża natomiast nazwała „bardzo towarzyskim facetem”.
Atmosfera Hollywood i prowadzenie tam interesów potrafią uderzyć człowiekowi do głowy. Bezos zanurzył się w obcej mu dotąd kulturze, podobnie jak po przeprowadzce do Waszyngtonu. Paparazzi sfotografowali go na jachcie z Barrym Dillerem, gigantem branży medialnej. Poznał między innymi wpływowego agenta Patricka Whitesella i wdał się w romans z jego żoną, Lauren Sanchez. Pojawiał się na imprezach słynnych producentów, choćby Marka Burnetta, twórcy reality show Ryzykanci i The Apprentice. Jeden z wysoko postawionych ludzi z branży filmowej mówił mi: – Bezos pojawia się na każdym przyjęciu i każdej uroczystości, na które zostaje zaproszony.
Szef Amazona tłumaczył się ze swoich hollywoodzkich inwestycji bon motem: „Zdobycie Złotego Globu pomaga nam sprzedać więcej butów”. W ten sposób daje do zrozumienia, że Amazon różni się od konkurencji. Nie jest po prostu platformą streamingową jak Netflix ani dostawcą kanałów telewizyjnych jak Comcast, choć przecież robi jedno i drugie. Amazon to zamknięty ekosystem. Sprzedawanie usług wideo stanowi względnie niedrogą metodę przyciągania kolejnych jego mieszkańców.
O celach Amazona świadczy jeden ze wskaźników mierzących jakość oferty programowej: otóż firma bada zachowania osób, które korzystają z darmowego okresu próbnego usługi Amazon Prime, następnie zaś zlicza, ilu nowych subskrybentów przyciągnął dany program lub film. O kontynuowaniu produkcji serialu decyduje się, biorąc pod uwagę jego koszty względem potencjału zdobywania stałych użytkowników. Kiedy studio dopiero rozkręcało działalność, tego rodzaju analizy schodziły niekiedy na dalszy plan, jeśli recenzje były dostatecznie dobre. Obecnie jednak nawet produkcja zdobywająca Złote Globy, choćby serial I Love Dick, może trafić do kosza, jeśli wskaźniki nie są zadowalające.
W latach 60. kontrkulturowi krytycy telewizji nazywali ją narkotykiem, powodującym otępienie masowej publiczności. Jeśli przyjrzeć się modelowi subskrypcji Amazon Prime, porównanie to może wydać się całkiem trafne. Amazon stosuje hiperracjonalne podejście do świata, zarazem jednak robi co może, by utrudnić swoim klientom podejmowanie decyzji w oparciu o kalkulację ekonomiczną. Sunil Gupta, wykładowca Harvard Business School, tłumaczył mi: –
Kiedy pojawił się Amazon Prime, roczna subskrypcja kosztowała siedemdziesiąt dziewięć dolarów. W zamian za to każdy kupiony produkt dostawałeś w dwa dni. Rozsądnie myślący człowiek wszystko sobie przeliczy i stwierdzi, że raczej się to nie opłaca. Ale Bezos mówi: „Nie chcę, żebyście robili rachunki, więc dorzucę wam filmy i mnóstwo innych rzeczy, przez co oszacowanie wartości mojej usługi stanie się naprawdę trudne”.
Prime powstał w 2005 roku. Bezos tłumaczył, że cena jest wysoka, bo dzięki temu rodzi się poczucie przywiązania. Aby uzasadnić swój wydatek, subskrybent musiał sporo kupować na Amazonie. Liczba użytkowników sięga obecnie stu milionów. Z badania Consumer Intelligence Research Partners wynika, że przeciętny subskrybent w Stanach Zjednoczonych robi rocznie zakupy na Amazonie o wartości tysiąca czterystu dolarów; zwykli konsumenci wydają tylko sześćset dolarów. Dziewięćdziesiąt trzy procent osób kontynuuje subskrypcję po upływie roku. Po upływie dwóch lat wartość wskaźnika skacze do dziewięćdziesięciu ośmiu procent. Bezos zapewnił więc sobie potężny dopływ gotówki. Subskrypcje odnawiają się automatycznie, a firma natychmiast zgarnia miliardy dolarów. Tymczasem oglądanie filmów i seriali staje się niemal bezmyślnym nawykiem.
W miarę jak Bezos coraz ściślej angażował się w kierowanie studiem, zaczął dokonywać ryzykownych inwestycji, odzwierciedlających jego własny gust. Wydał na przykład dwieście pięćdziesiąt milionów dolarów na zakup praw do produkcji serialu na podstawie Władcy pierścieni. Twórcy serialu HBO Westworld dostali ponoć dziewięciocyfrową sumę za podpisanie kontraktu z Amazonem. Są też plany adaptacji powieści mistrzów gatunku science fiction Neala Stephensona i Williama Gibsona. Bezos niekiedy angażuje się osobiście w negocjacje. Przekonywał na przykład spadkobierców J.R.R. Tolkiena, by zgodzili się na nową adaptację. Pewien agent mówił mi, że Bezos skontaktował się bezpośrednio z dwoma jego klientami. Przedstawiciele Amazona, odpowiedzialni za namawianie właścicieli praw, powołują się na niego, mówiąc na przykład: „Codziennie wypytuje o ten projekt”.
Jako dzieciak Bezos spędzał letnie wakacje na ranczu dziadka w Cotulli w Teksasie. Pomagał kastrować byki i instalować rury. Razem z babcią oglądał opery mydlane. Rozrywki szukał jednak głównie w powieściach science fiction. Miejscowa biblioteka była w nie dobrze zaopatrzona – fan gatunku przekazał jej sporą kolekcję – dzięki czemu Jeff mógł pożerać kolejne tomy Isaaca Asimova i Julesa Verne’a. Tłumacząc swoje zamiłowanie do powieści Iaina M. Banksa, Bezos powiedział pewnego razu: „Jest w nich element utopii, który bardzo mnie pociąga”. Słowa te świadczą o pewnej dozie samoświadomości. Mimo technokratycznych skłonności, mimo ścisłego wykształcenia, mimo cyferek przeliczanych dla funduszu hedgingowego, Bezos ma w sobie odrobinę romantyka. Przy czym niekiedy romantyczne odruchy są silniejsze niż racjonalność.
To na swój sposób wymowne, że jedyny skandal obyczajowy, w który był zamieszany, wydarzył się właśnie w Hollywood. Wielu fanów Bezosa nie mogło tego zrozumieć. Skandal ukazał jego drugie, nieporządne oblicze, nieprzystające do człowieka, który wydaje się skupiony przede wszystkim na planowaniu w długiej perspektywie. Najwyraźniej ludzie mają szczególne oczekiwania wobec Bezosa, skądinąd zupełnie niesprawiedliwe. Owszem, miliarder bywa przedstawiany jako superbohater, ale przecież w rzeczywistości jest tylko człowiekiem z tej samej planety, co my wszyscy. Budując swoją firmę – tworząc nowe społeczeństwo – kieruje się nie tylko racjonalnością, ale i namiętnościami, jak każdy z nas. Pamiętajmy więc, że żyjąc w świecie Bezosa, będziemy musieli dopasować się również do jego upodobań i uprzedzeń.
Z bólem serca przeglądam moją historię zakupów na Amazonie, sięgającą dekady wstecz, i odnajduję w niej rzeczy wątpliwej przydatności. Kosz na śmieci przed moim domem, pełen tekturowych opakowań z charakterystycznym wzorem strzałki układającej się w uśmiech, świadczy sam za siebie. Czasami, gdy patrzę na tę strzałkę, wydaje mi się, że to Amazon się ze mnie śmieje –choć wiele razy krytykowałem firmę i tak pozostaję jej wierny.
Wszyscy jesteśmy uzależnieni od Amazona. Ma nad nami przewagę. Sprzedając produkty za pośrednictwem jego strony, pozwalasz mu się nadzorować i karać. Trzeba na przykład podporządkować się zasadom dotyczącym liczby przedmiotów w pudełku i rozmiaru przesyłki. Jeśli się nie dostosujesz, płacisz. A jeżeli firma korzystająca z Amazon Marketplace czuje, że została potraktowana nie fair, nie może pozwać Amazona do sądu, wyrzekła się bowiem tego prawa, akceptując warunki korzystania z serwisu.
|