I kontynuowała: – W Indiach delfiny zostały uznane za „osoby niebędące ludźmi”. Nie są człowiekiem, ale są osobami. Serce mi się rozpłynęło. Od wielu lat bardzo rozważnie używam tego rozróżnienia „istota ludzka” i „istota nieludzka”. Gdybyście państwo zobaczyli mojego psa, tobyście zrozumieli, o co mi chodzi – mówiła noblistka. – Naprawdę nadszedł ten czas, żebyśmy zaczęli patrzeć na zwierzęta z całą uważnością, czułością, rozważnością. Nie jak na przedmioty, maszyny napędzane układem krwionośnym i nerwowym, tylko jak osobne istoty.
Pisarka uważa, że gdyby w konstytucji wziąć pod uwagę zwierzęta, należałoby też pomyśleć o prawach dla nich. – Pierwszym prawem musiałoby być prawo do godności. Naturalnie wykluczyłoby to i zakazało hodowli przemysłowej na mięso, która jest piekłem i koszmarem naszego świata. W niezauważalny sposób wpływa na nas, niszcząc nas od środka. Jesteśmy nieustannie, codziennie zmuszeni, żeby wypierać ten straszliwy, okrutny fakt ze świadomości. Konstytucje wielu krajów, nie tylko Polski, dojrzały do tego, by uznać godność zwierząt. Wierzę, że w najbliższych latach będzie się to działo.
Za 50 lat nie będziemy jeść mięsa
Nikogo, kto śledzi publiczne wypowiedzi Olgi Tokarczuk, jej słowa nie powinny dziwić. Przecież zaledwie kilka tygodni temu podczas noblowskiego bankietu pisarka dyskutowała z królem Szwecji o polowaniach, które nazwała „okropną tradycją”. I choć przyznawała, że każde z nich pozostało przy swoim zdaniu, to miała poczucie, że ta rozmowa coś im dała.
Tokarczuk mogła królowi zacytować słowa Janiny Duszejko, bohaterki książki „
Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Ta emerytowana nauczycielka w którymś momencie mówi: „O kraju świadczą jego Zwierzęta. Stosunek do Zwierząt. Jeżeli ludzie zachowują się bestialsko wobec Zwierząt, nie pomoże im żadna demokracja ani w ogóle nic”.
O tym, że Nobel nie sprawił, że Olga Tokarczuk przestała upominać się o prawa zwierząt, przekonał się nie tylko król Szwecji. Wcześniej, podczas spotkania na Festiwalu Brunona Schulza we Wrocławiu, pisarka podkreślała, że „granica między człowiekiem i zwierzęciem jest postawiona w sztuczny sposób”. – Za 50 lat będziemy wstydzili się, że jedliśmy mięso. Jestem pewna, że tak się stanie. Myślę, że mięso będzie obłożone ogromną akcyzą i tylko najbogatsi ludzie będą sobie mogli na to pozwolić.
Oczywiście, jak niemal wszystko, co mówi i robi Olga Tokarczuk, jej słowa wzburzyły prawicowych blogerów i dziennikarzy. Bo przecież w Biblii napisano, że człowiek powstał „na obraz i podobieństwo” Boga, jak więc można zrównywać go ze zwierzętami? A inni poszli o krok dalej i wykopali zdjęcie pisarki, na którym siedzi ze znajomymi przy ognisku i piecze kiełbaskę na patyku. Zgroza. Fotografia ewidentnie jest sprzed wielu lat, nie przeszkodziło to jednak w budowaniu narracji o hipokryzji noblistki.
Bar wegetariański? To nie tu
A prawda jest taka, że pisarka rzeczywiście od wielu lat nie je mięsa. Jak Olga Tokarczuk opowiedziała kiedyś magazynowi „Vege”, wegetarianką została, gdy wyprowadziła się z domu rodzinnego i zaczęła sama sobie gotować. Wspominała, że stosowanie jakiejkolwiek diety wydawało się wtedy dziwactwem, a dostęp do wegetariańskiego jedzenia był trudny.
– Kiedyś, będąc wegetarianką, zwłaszcza poza domem, było się właściwie skazanym na pierogi i naleśniki, ewentualnie jakieś sałatki – opowiadała. – Miałam kiedyś w latach 90. spotkanie autorskie w Zielonej Górze i szukałam desperacko czegoś do zjedzenia. Zapytałam na ulicy dwóch eleganckich mężczyzn, gdzie mogę znaleźć jakiś wegetariański bar czy restaurację. Zamyślili się długo i odpowiedzieli: „Najbliżej? To chyba w Berlinie”.
Ale przecież okrucieństwo wobec zwierząt nie kończy się na jedzeniu mięsa. Pisarka podkreśla, że zwierzęta mają godność, odczuwają ból, zupełnie tak jak człowiek. I przypomina, że także uznanie tych faktów zajęło ludziom sporo czasu. Jeszcze na początku lat 80., gdy studiowała psychologię, na zajęciach neuropsychologii studenci uczyli się odruchów na żywej żabie. Tłumaczono to tym, że to „tylko zwierzę”.
– Długo uważano, że zwierzęta nie czują bólu, a przynajmniej nie tak jak człowiek. Świetne wytłumaczenie np. dla wiwisekcji – opowiadała pisarka w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym”. – Historia okrucieństwa wobec zwierząt zapiera dech. Wiem, ludzie potrafią być okrutni także wobec siebie, ale tutaj często powstrzyma ich jeszcze jakaś wiara w Boga, strach przed karą. Za zwierzętami nie wstawiał się ani Bóg, ani prawo.
Może czas to zmienić?