GALERIA
GALLERY


KAWIARNIA D&Z
COFFEE SHOP


POLECANE LINKI
RECOMMENDED LINKS


RECENZJE
BOOK REVIEWS


PRZEGLAD PRASY
PRESS COMMENTS


HUMOR-ESKI


Imie
E-mail


JAK ZAMAWIAC
HOW TO ORDER


O NAS
ABOUT US


Driving Directions
5507 W. Belmont Ave.
Chicago, IL 60641


6601-15 W. Irving Park Rd.
Suite # 211
Chicago, IL 60634


Telefon / Phone
1.877.282.4222
1.877.567.BOOK


E-mail :
info
@domksiazki.com
@polishhouseofbooks.com




Kot Jeleński - w zabawie i w bólu

Magdalena Grochowska, GAZETA WYBORCZA.PL, 3/24/2008



Kot Jeleński - w zabawie i w bólu

Magdalena Grochowska GAZETA WYBORCZA 24.03.2008 10:00


Pisał o sobie: "Byłem może (w przypadkowym porządku): liberałem, synem, humanistą, czytelnikiem, sumiennym urzędnikiem, Polakiem, przyjacielem, kochankiem, pederastą itd.". Magdalena Grochowska o Konstantym Jeleńskim






Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

W wagonie restauracyjnym pociągu Strasburg - Mediolan Konstanty Jeleński pisze na serwetce list do Jerzego Giedroycia. Jedzie na sympozjum poświęcone pięcioleciu Kongresu Wolności Kultury. Jest piątek, wrzesień 1955 r.

Giedroyc w swym gabinecie w Maisons-Laffitte buduje plan, jak wykorzystać zgromadzenie w Mediolanie dla celów "Kultury".

Ich listy z tego okresu są długie, gęste i tchną serdecznością. "Drogi Panie Jerzy...". "Drogi Panie Kocie ". Redaktor z rozmachem kreśli swoje wizje, chwali teksty Jeleńskiego i zleca mu nowe zadania. Jeleński tryska pomysłami i często używa liczby mnogiej: zrobimy, zaprosimy, powinniśmy. Czuje się częścią "Kultury".

U dołu serwetki dopisuje w tonie niemal intymnym, że olśnił go ołtarz Grünewalda oglądany poprzedniego dnia w Colmarze. Tak pisze się do ludzi szczególnie bliskich.

"Rzeczywiście - jak pałką po głowie. Reprodukcje nie dają żadnego pojęcia o sile tego obrazu (tych obrazów). Widzę (podejrzewam) w nich jakieś zupełnie mi nieznane i szalenie niepokojące podejście do chrześcijaństwa. Czyżby Grünewald był - jak Bosch (ale głębiej) - członkiem jakiejś sekty? Kiedy Pan będzie w Strasburgu ( ), musi Pan koniecznie to zobaczyć. To obrazy ( ) działające, mam wrażenie, na pewien typ ludzi przede wszystkim. Myślę, że na Panu zrobi to - jak na mnie - ogromne wrażenie".

Trzy lata później napisze, że niezmienną cechą jego stosunku do Giedroycia jest „pewna »fascynacja «” charakterem i inteligencją redaktora - tak odmienną od jego własnej. W tym samym czasie Giedroyc - w liście do Juliusza Mieroszewskiego, swego najbliższego współpracownika - wrzuca Jeleńskiego do szufladki „nasi intelektualiści”, w ironicznym cudzysłowie.

Może istotnie byli ludźmi, których typ wrażliwości uzupełnia się i przyciąga, i rodzi gwałtowną potrzebę wspólnego przeżycia duchowego. Ale więź między nimi rwała się pod ciśnieniem wydarzeń.

Krzyż Walecznych i salony

Był synem dyplomaty Konstantego Jeleńskiego i pięknej bywalczyni salonów europejskich Teresy (Reny) Skarżyńskiej. (Ale jego biologiczny ojciec to wybitny polityk włoski, hrabia Carlo Sforza). Dzieciństwo spędzał w Madrycie, Wiedniu, Królewcu, Monachium. W połowie lat 30. mieszkał w Warszawie, maturę zdał tuż przed Wrześniem w elitarnej szkole w Rydzynie. Wyrastał w atmosferze lewicowej i antyendeckiej. (W publicystyce "Kultury" najostrzejszym piórem będzie wyrażał obawę przed odradzającym się w Polsce nacjonalizmem).

Wyjechał z okupowanej Polski pod koniec 1939 r. dzięki pomocy włoskich przyjaciół rodziny. Wbrew matce wstąpił do wojska polskiego we Francji.

Po jej klęsce ewakuowany do Anglii. Studiował ekonomię i nauki polityczne w Saint Andrews w Szkocji oraz historię nowożytną w Oksfordzie. Przyjaciel wprowadził go w środowisko angielskiej arystokracji.

Walczył w kampanii Normandia - Belgia - Holandia z dywizją pancerną generała Maczka - w czołgu. (Nigdy nie opowiadał, za co dostał Krzyż Walecznych). Był ostatnim redaktorem "Dziennika Żołnierza I Dywizji Pancernej".

Na zdjęciu z Wenecji z 1946 r. (wojskowe szorty, chude kolana, podkolanówki, gołębie na ramionach) wygląda jak roztargniony harcerz, który przysiadł na stopniu pomnika.

Tuż po wojnie pracował w Neapolu w międzynarodowej organizacji pomocy uchodźcom. Następnie w Rzymie w agendzie ONZ zajmującej się sprawami żywności i rolnictwa.

Kupił dla matki dom w Wenecji. Jak na emigranta - był dobrze sytuowany finansowo.

Przyjaźnił się z pisarzami Ignazio Silonem, Elsą Morante, Alberto Moravią. Bywał u filozofa Benedetta Crocego (jedna z jego córek zakochała się w nim). Otwierały się przed nim najbardziej wyrafinowane salony.

Józef Czapski, malarz, współzałożyciel i "minister spraw zagranicznych" "Kultury": "Był uroczy w sensie stosunku do ludzi, z takim psim węchem".

Mówi Piotr Kłoczowski (poznał Jeleńskiego w 1975 r., jest wydawcą jego pism):

- Miał absolutny, proustowski słuch na miejsca i środowiska i znał ich kody. Na przyjęciu u milionerów chilijskich w Londynie spotkał pisarza Philippe'a Julliana, który tuż po wojnie wprowadza go w Paryżu w najwyższe sfery - do wicehrabiny Marie-Laure de Noailles. Była postacią emblematyczną dla środowisk awangardy lat 20. i 30. w Europie. Wraz z mężem finansowała wówczas filmy Bunuela i Cocteau. To bardzo bogate mieszczaństwo przetykane arystokracją było głównym mecenasem kultury przed wojną i jeszcze długo po wojnie, do lat 50. Jeleński poznał zarówno te ekskluzywne kręgi, które tworzyły background dla sztuki, jak i młodych twórców - Amerykanów i Europejczyków, którzy za chwilę, w latach 50. i 60., zyskają wielkie nazwiska i odegrają decydującą rolę w kulturze. Od środka przyglądał się fascynującej ewolucji, jakiej ulegał ten beau monde.

"Jego snobizm prawdziwy, choć rzadko praktykowany, ograniczał się do największych nazwisk arystokracji europejskiej, przede wszystkim polskiej" - wspominał w liście do Kłoczowskiego francuski pisarz Bernard Minoret, który początek 1949 r. spędził z Jeleńskim w Rzymie.



Niebawem wejdzie w krąg intelektualistów Kongresu Wolności Kultury: Artura Koestlera, Bertranda Russella, Nicoli Chiaromonte, François Bondy'ego; i w krąg artystów: Leonor Fini, Anny Magnani, Maksa Ernsta, Balthusa, Jeana Geneta.

Gdy we wrześniu 1950 r. otwierał dwa listy z Paryża - od Giedroycia i Czapskiego - daleki był od spraw Polski i polskiej emigracji.

Zamknąć budkę z robotą polityczną

Kilka miesięcy wcześniej Giedroyc i Czapski uczestniczyli w Berlinie w założycielskim zjeździe Kongresu Wolności Kultury.

Pisarz François Bondy, jeden z filarów Kongresu i redaktor jego pisma literackiego "Preuves", opowiadał w 1993 r.: "Kontakt z nimi był uciążliwy, byli drażliwi, nadwrażliwi. Ich polonocentryzm wydał mi się nieznośny".

Czapski pod koniec życia wspominał, że w Berlinie wywoływali irytację z powodu "kupy jakichś projektów" nie do zrealizowania. "Jerzy pchał się do samego środka, a jego wcale do środka nie chcieli".

Redaktor wiele sobie obiecywał po tym gremium liberalnych intelektualistów szczerze przejętych ekspansją totalizmów w Europie. Wielu z nich przeszło - zauważa Miłosz - przez marksizm, rewizjonizm i trockizm, i rozumiało grozę stalinowskiego systemu. "Preuves" jako jedyne w tamtym czasie pismo we Francji miało odwagę mówić prawdę o komunizmie i drukować teksty antysowieckie. W świecie intelektualnym było początkowo źle widziane. W kawiarniach Flore i Deux Magots czytywano je, trzymając wewnątrz "France-Observateur" lub innych "przyzwoitych" pism.

Giedroyciowi odpowiadała idea Kongresu - mostu ponad żelazną kurtyną. I jego barwa: "Z sercem na lewicy, po stronie socjalizmu o ludzkim obliczu" - jak powiedział o Kongresie jeden z działaczy. I jego szeroki zasięg - Kongres wydawał, prócz "Preuves", świetne pisma intelektualne w kilku językach.

Z Raymondem Aronem i Jamesem Burnhamem, czołowymi osobistościami Kongresu, łączyły Giedroycia nitki współpracy - pod koniec lat 40. zamieszczali teksty w "Kulturze". Czapski zaś znał dobrze ówczesnego szefa Kongresu Nicolasa Nabokova (jako chłopcy należeli do Korpusu Paziów w Petersburgu). Giedroyc napisze wkrótce do Mieroszewskiego: "Kto wie, czy dzięki opanowaniu Kongresu nie staniemy się czymś naprawdę ważnym". Instrumentem wpływów "Kultury" miał być Jeleński - ze swymi stosunkami, językami, wyrobieniem i giętkością.

W pierwszym liście Giedroyc proponuje mu stanowisko korespondenta "Kultury" w Berlinie, podsuwa wizję pracy w sekretariacie generalnym Kongresu. Czapski zapewnia, że robota "Kultury" to nie jest "polskie i inteligenckie bujanie w obłokach". Choć Jeleński ma we Włoszech świetną sytuację i "słodycz włoska" jest mu zapewne miła - niech nie będzie w przyjaźni dla "Kultury" platoniczny! - namawia Czapski. "Nie ja będę Panu tłumaczył, że cała emigracja polska się albo rozmiotła, albo weszła w beznadziejne ghetta. Niech mi Pan wierzy, że nie mamy żadnej megalomanii, niemniej ja nie widzę dzisiaj, by można było machnąć ręką na tę robotę i te międzynarodowe powiązania, które koło nas narosły ".

Dwa lata potrwają próby zwabienia go do Paryża. Jeleński przyzna wprawdzie, że "Kultura" jest jedynym polskim elementem na emigracji, z którym czuje się związany, ale - zasłaniając się odpowiedzialnością za byt rodziców - odmówi zaangażowania w jej prace.

Zawiedziony Czapski stwierdza, że widocznie trzeba będzie "w ogóle zamknąć naszą budkę z wodą sodową roboty politycznej".

I wtedy nieoczekiwanie, w 1952 r., Jeleński przenosi się na stałe do Paryża. Lecz nie z powodu "Kultury", do której zaczął już pisywać, tylko dla malarki Leonor Fini.

W szklanej kuli

Umiłowanie Prousta i Bonnarda zbliżyło go z Czapskim. Kiedy na początku lat 50. ich korespondencja przechodzi w intymną rozmowę, spada zeń maska gładkiego salonowca. Jeleński odsłania przed przyjacielem swój głęboki pesymizm, przeczucie pułapki cierpienia, "która już jest na każdego z nas w przyszłości zasadzona", przeczucie grozy śmierci, tej "ostatecznej rzeczywistości życia".

Piotr Kłoczowski: - Ich listy świadczą o wyjątkowej otwartości i szczerości. Czapski spędził lata 20. w Paryżu. Miał bezpośredni dostęp do różnych elit francuskich, od Misi Sert i Cocteau, po de Gaulle'a czy Malraux, tu było podobieństwo między nimi. Łączyła ich wrażliwość związana ze sztuką. Podobnie jak Jeleński, Czapski miał też kilka wcieleń. Jeleński wiedział, że z nim może podzielić się refleksją o swojej najbardziej skrywanej egzystencjalnej sytuacji.

Żadna "słodycz włoska" nie stępiła jego ostrości widzenia. Wiele lat później Miłosz stwierdzi, że jak dobry wyżeł Jeleński łapał niedostępne dla innych zapowiedzi zmian ducha czasu. "Kot był niezwykle czułym instrumentem chwytającym najmniejsze wahnięcia intelektualnej mody".

Pisał do Czapskiego, że żyją w końcowym stadium cywilizacji. Na ich oczach następuje przemiana „samej esencji ludzkich pojęć i stosunku człowieka do człowieka”. Pojęcia takie jak miłość, praca, chleb, przyjaciel nabierają innych znaczeń, rodzą się nowe skojarzenia historyczne i religijne. Te przemiany zakończą się „jakimś nowym renesansem »liberalizmu » « - chyba w idealnej anarchistycznej formie”.

Jeleński wierzy jednocześnie, że "to, co jest esencją człowieczeństwa, nie może bezpowrotnie przeminąć".

Myśli te rozwinie w pierwszym tekście dla "Kultury" - "Apokalipsa i perspektywa" - wydrukowanym w grudniu 1950 r. (Giedroyc odpowie mu delikatną uwagą, że tekst jest "przeładowany erudycyjnie"; Jeleński nie powinien zapominać, że inteligent polski był zawsze dość prymitywny).



Prowadzi w tym czasie kursy literatury angielskiej dla studentów włoskich. Miewa odczyty o Hamlecie i o angielskiej poezji romantycznej - żeby nie zardzewieć intelektualnie po "ogłupiającej pracy w biurze". Wyczuwa puls czasu, lecz - sam przyznaje - od problemów aktualnych jest oddalony. Starszy o ćwierćwiecze Czapski wyrzuca mu, że odciął się od życia, zamieszkał w szklanej kuli.

„Któż w tej »szklanej kuli « nie żyje? - odpowiada Jeleński. - Czym jest p o w i e r z c h o w n a solidarność z ludźmi? W iluż wypadkach »miłość człowieka « jest transpozycją suchości, n i e m i ł o ś c i, niemożnością kochania naprawdę nikogo”. Ale przyznaje przyjacielowi trochę racji: jego głodowi „wrażeń i użycia” towarzyszy zawsze niesmak i smutek.

"Co to za szczęście mieć szczerze gdzieś głęboko wizję szlachetnego i dobrego świata" - komentuje artykuł Czapskiego w 1954 r. On sam myśli o świecie ironicznie i sceptycznie.

Czapski: "Ja chcę, żebyś nie był tylko tą kunsztowną maszyną akustyczną".

Jeleński: To nie od niego zależy, bo to, czym się jest, rozgrywa się nazbyt głęboko.

„Byłem może (w przypadkowym porządku): liberałem, synem, humanistą, czytelnikiem, sumiennym urzędnikiem, Polakiem, przyjacielem, kochankiem, pederastą itd. »Kot Jeleński « - postać nieco proteuszowska, zależnie od tego, przez kogo odzwierciedlana”.

„Czasem jednak coś takiego się dzieje, co daje poczucie »istnienia « - jakieś jądro formuje się bardzo głęboko i niewyraźnie. Nie można do tego dojść c e l o w o - to wszystko jest właściwie kwestią »otwarcia « jakichś zatkanych kanałów, które są wtedy przepłukane i oczyszczone. To się stało ze mną poprzez Leonor...”.

Z nikim we Francji Czapski nie odczuwał tak głębokiego porozumienia, jak z Jeleńskim. W nikim we Francji Jeleński nie odnajdywał tak wielu śladów własnego losu, jak w Czapskim. Pisał: "Jesteś jedynym z moich przyjaciół, w którym może się jakoś odezwać echo całego mojego życia - (...) i dzieciństwo, i wojsko, i wszystko to, co przyszło później".

Czapski: "Co go trzymało ze mną, to polskość. On o Polsce mógł ze mną mówić jak chciał. Urągając i kochając".

Jeleński uważał, że mają podobny gatunek myśli i uczuć. „Właściwie nie należymy do świata »dorosłych « (jak dobry Jerzy )”.

Urabiać go ostrożnie

Zamieszkał z Leonor Fini w jej przedwojennym paryskim mieszkaniu przy rue Payenne. Towarzyszył im Stanislao Lepri, który porzucił karierę dyplomaty dla artystki.

Jesienią 1952 r. Jeleński - dzięki zabiegom "Kultury" u Raymonda Arona - dostaje pracę w sekretariacie Kongresu Wolności Kultury. Jako szef sekcji wschodnioeuropejskiej organizuje międzynarodowe seminaria. W 1953 r. dołącza do redakcji "Preuves". Za jego pośrednictwem Bondy pozna Leszka Kołakowskiego, Jana Kotta, Marka Hłaskę, później Adama Michnika. W "Preuves" piszą Czapski, Jerzy Stempowski, Miłosz, Stefan Kisielewski, Gustaw Herling-Grudziński.

Giedroyc wyznacza Jeleńskiemu rolę ambasadora "Kultury" w Kongresie. Plan pracy Jeleńskiego uzupełnia własnymi pomysłami. Pisze do Mieroszewskiego: "Jest dość daleki od naszych poglądów politycznych i trzeba go bardzo stopniowo i bardzo ostrożnie urabiać".

W kawiarni Roma przy dworcu Saint Lazare często się widują. Giedroyc wie, jaki klawisz nacisnąć, aby Jeleńskim poruszyć. Żartobliwie wyrzuca mu brak pasji, nadmiar pobłażliwości, zbytni dystans. Jeleński sporo publikuje w "Kulturze", realizuje w ramach Kongresu niektóre projekty redaktora, tłumaczy się ze swego "braku zapału", stara się wykonywać polecenia "na wiarę", ale nie pozwala się "urobić".

„Jeleńskiego bardzo cenię i jest coraz bardziej pożyteczny. Jest w nim jednak dużo cech ni to nihilistycznych, ni to »świadomościowych « (...). To jest oparte i na wielkiej kulturze, i na wielkiej erudycji” - pisze Giedroyc do Mieroszewskiego w 1954 r. „Jest jedynym poza Panem ciekawym człowiekiem w »Kulturze «. Ciekawym i wartościowym. (...) Bardzo nierównym, z pewnym kompleksem antykatolickim etc. Można go jednak wychować”.

Lecz Jeleński wymyka się zabiegom wychowawczym. W 1955 r. redaktor przyznaje, że jego współpracownik odległy jest od koncepcji „Kultury” przez „wychowanie, pewien »internacjonalizm « oraz głęboki sceptycyzm”; trzeba go wciąż trzymać za rękę - podobnie jak Czapskiego - bo obaj są bardzo naiwni politycznie. Ale jest cenny, przyznaje redaktor, dyskusja z nim jest twórcza. Jego pióro stanowi w „Kulturze” „biegun ateistyczny i antykatolicki” - antypody poglądów Czapskiego, co utrzymuje pismo w równowadze światopoglądowej.

Kiedy w 1957 r. Jeleński tworzy przy Kongresie Komitet Pisarzy i Wydawców na rzecz Samopomocy Europejskiej, który ma nawiązywać kontakty z pisarzami i wydawcami zza żelaznej kurtyny, Giedroyc widzi w tej inicjatywie wielki potencjał. "Teraz zdobywam, zdaje się, dość potężne narzędzie oddziaływania na kraj".

Jego entuzjazm dla Kongresu zniknie już wkrótce, gdy plany sterowania tym gremium okażą się mrzonką. Politykę wschodnią Kongresu uzna za chaotyczną i mało skuteczną. Jeleńskiego zgani (w listach do Mieroszewskiego) za lojalność wobec Kongresu większą, jego zdaniem, niż wobec "Kultury".

Pisarz Wojciech Karpiński (znał Jeleńskiego od lat 60.) zwraca uwagę, że Jeleński i Giedroyc byli uderzająco odmienni, ale uzupełniali się. Miłosz podkreśla, że ich perspektywy się nie pokrywały.



Czy w relacji mnicha i światowca, zwierzęcia politycznego i miłośnika sztuk, człowieka idei i człowieka zmysłów możliwe było urabianie, wychowanie i przywiązanie do "lafickiej" pańszczyzny?

Idee nie mają większego wpływu na to, jacy jesteśmy, uważał Jeleński. Pisał: „Zbyt dużo znałem lewicowych rewolucjonistów, którzy byli reakcyjnymi mężami i kochankami, zapobiegliwymi chomikami w życiu codziennym, gorliwych katolików wpatrzonych we własny pępek, nawet - choć rzadziej - tolerancyjnych faszystów, żeby wierzyć, że jakiekolwiek »idee « mają wiele wpływu na nasze postępowanie”.

Różnił ich z Giedroyciem pogląd na to, co nadaje sens ludzkiemu życiu.

Latem 1953 r. Jeleński wyznał Czapskiemu, że "społeczny" aspekt jego życia nie ma dla niego prawdziwego znaczenia. To nie idee wydobywają zeń to, co w nim najlepsze, lecz drugi człowiek.

Królowa

Leonor Fini poznał w Rzymie w styczniu 1952 r. Odtąd byli razem przez 36 lat, do śmierci Jeleńskiego.

Urodzona w Buenos Aires, wychowana w wielokulturowym Trieście, malarka. Starsza od Jeleńskiego o 14 lat. Tajemnicza, ekscentryczna, demoniczna.

Nosi kapelusze jak pagody chińskie. Stroi się w ptasie pióra, zwierzęce maski, wachlarze i kaprysy. Narcystyczna, dziecinnie okrutna, w gniewie nieobliczalna (wybucha w kilku językach, rzuca przedmiotami). Umie manipulować ludźmi, łapać na wędkę najgrubsze ryby (jak stwierdził Bernard Minoret).

Fini stwarza siebie jak dzieło sztuki. I wzbudza fascynację.

Bondy przyznał, że zawsze go przerażała. Atmosferę jej domu, w którym bywał u Jeleńskiego, opisywał jako "nieustanne szepty, urywane chichoty, wszystko bardzo gombrowiczowskie".

Jean Genet pisał w opublikowanym w 1950 r. "Liście do Leonory Fini": "Idzie Pani na maskaradę z twarzą przysłoniętą kocim pyszczkiem, ale ubrana jak rzymski kardynał, stara się Pani zachować pozory, żeby nie poniósł Pani zad sfinksa, jego skrzydła i pazury".

Kim była dla Jeleńskiego? Czapski mówi: Królową!

Gdy 31-letni spotyka ją po raz pierwszy na wystawie malarstwa przed obrazem Fabrizia Clerici, Jeleński uchodzi - ze swym wdziękiem i pozycją - za człowieka sukcesu. Miłosz napisze w wierszu w 2003 r.: „ kiedy go pożarłaś każda kobieta mogła ci pozazdrościć,/ bo był naprawdę pięknym mężczyzną,/ o nieco chłopięcej urodzie”. Poeta pozna go niebawem, będzie nim oczarowany i będzie mu zazdrościł. „Czego? - zastanawiał się w „Roku myśliwego”. - Pełnego życia, bo uważałem, że jest z lepszego metalu niż ja, mimo jego strefy dla mnie mrocznej - ( ) jego pasji do ragazzi”.

Ale Jeleński postrzega swoje życie jako cywilizowany pozór.

Na zewnątrz: łatwość dostosowywania się, „ »lekkość « kogoś nie związanego, półsen gęstego erotyzmu”, pisze Czapskiemu. A pod tą zdolnością adaptacji - abnegacja, osłabienie woli, myślenie na dwóch poziomach, pewien rodzaj nieuczciwości. Jeleński cierpi na brak poczucia istnienia. Obawia się, że dalsze samotne życie uczyni zeń kloszarda.

Nieprzypadkowo Giedroyc opisuje go w tamtym czasie słowem "nihilizm". Musiał w nim dostrzec cień wewnętrznej pustki.

Gombrowicz widzi więcej, choć na razie zna Jeleńskiego tylko z listów. Napisze w "Dzienniku" w 1956 r.: "On cały jest łatwy, nie piętrzy się jak rzeka na przeszkodzie, płynie wartko w tajnym porozumieniu ze swoim łożyskiem, nie druzgocze, przenika, przecieka, modeluje się wedle przeszkód...". Jednocześnie Gombrowicz czuje, że Jeleński potrafi zrozumieć jego ból jak niewielu ludzi. "Mam wrażenie, że w nim łatwość jest łatwością w obliczu walki, śmierci... Że obaj jesteśmy, jak żołnierze w okopach, zarazem lekkomyślni i tragiczni".

Przed obrazem Fabrizia Clerici, w ciężkiej woni perfum kobiety o prowokacyjnej urodzie, w ich obcowaniu, intelektualnym pokrewieństwie, Jeleński doznaje przemiany. Łuski odpadają, pisze Czapskiemu; ręka Leonor wyławia z jego osobowości to, co nie zatrute; życie staje się trudniejsze, ale wypełnione sensem. "To poczucie daje mi Leonor, a może właśnie moja czuła, gorąca, a jednak gorzka i smutna miłość do niej".

Fini jest dla niego uosobieniem jasności, przejrzystości, wolności i niezależności - artystycznej, obyczajowej, światopoglądowej. "Jakby była wykuta z kryształu w blok, który lata i pływa" - pisał do przyjaciela. Jest latarnią. Tygrysem. Jasnowidzącą. Potężnym wichrem, który odziera człowieka z najmniejszego fałszu i pozoru.

Pożąda jej, jak chyba nigdy kobiety. "Nikt mnie tak silnie i tak stale fizycznie nie pociągał". Ona jest słońcem, a on staje się lepszy "samym odblaskiem tego słońca".



To, co inni nazywają w Fini aktorstwem lub nawet przebiegłością, on uznaje za naturalność i spontaniczność. Co odbierają jako pozę czy wulgarność, on ma za jej uroczą „zwierzęcość”. Bernard Minoret wspomina: „Uprzejmość Kota, jego staroświecka nieco kurtuazja musiały nieraz być wystawione na ciężką próbę (...), ale ciągle znajdował w duchu usprawiedliwienie dla niej. (...) Był to widok zarazem wzruszający i patetyczny, jak Kot, ten mózgowiec, cywilizowany intelektualista, usiłował za wszelką cenę wejść w skórę bezlitosnego i »wolnego « kota!”.

W szóstym roku ich związku Jeleński wyznaje, że gdyby jej nie spotkał, może dziś byłby martwy. Jeśli kiedyś dokona wyboru wbrew tej miłości - to wyłącznie przez najniższe pobudki: dążność do afirmacji "ja", lenistwo i "tęsknotę do erotycznego kalejdoskopu, do częstych, brutalnych pobudek zmysłowych".

Czapski mówił, że Jeleński stworzył wokół Fini środowisko królewskie, ale nie był to łatwy związek. Zrywali, wtedy on popadał w rozpacz. "Rzeczywiście niezmiernie ją kochał. ( ) A jednocześnie miał podwójne życie. Nie, nie miał podwójnego życia, on miał sześciokrotne życie! ( ) Jak są bociany i są wróble, które cztery czy trzy gniazda na rok zakładają. On tych gniazd robił czterdzieści rocznie".

Miłosz uważa, że Jeleński był podatny na „mody społeczności »przyzwalającej «”. Dawał się porwać „retoryce młodości, rewolucji, powszechnej kopulacji i czystości terroru”.

Pośród świec i bukietów mięty

Niewiele wspólnego ma Jeleński - autor listów do Giedroycia - z Jeleńskim, który pisze do Czapskiego. Ten pierwszy pamięta, że zwraca się do świata "dorosłych"; jest zdyscyplinowany, skupiony na powinnościach; listy podpisuje "KAJ". Ten drugi chłonie świat w zabawie i bólu, jest po prostu "Kotem" i tak się podpisuje.

Potrafił zwykle wygospodarować długie wakacje. We włoskim Ancio, gdzie Fini wynajęła XV-wieczną wieżę i zawiesiła na ścianach makaty wschodnie, w towarzystwie artystów słuchają Bacha w świetle barokowych kandelabrów.

Od wczesnych lat 50. spędzają letnie miesiące na Korsyce w wynajętym zrujnowanym klasztorze. Jeleński donosi redaktorowi lakonicznie: wspaniałe słońce, świetna kąpiel, wyleguje się na plaży, ale od jutra bierze się do pracy.

Przed Czapskim odsłania prawdziwy teatr ich korsykańskiego życia.

Oglądanie wschodu słońca nad górami po drugiej stronie zatoki i śledzenie ostatnich lotów nietoperzy. Herbata w ogrodzie. Przegląd rozkwitłych kwiatów. Zbieranie owoców. Śniadanie z Leprim i gośćmi (Jeleński przyrządza ryby z rusztu na świeżym powietrzu).

Popołudniami pracuje w chłodnym krużganku. Czasem nie może "wejść" w pisanie, ale wcale go to nie martwi. Teksty dla "Kultury" - poważne eseje - nazywa lekceważąco śmieciami. Prawdziwą radość daje mu malowanie. Fini i Lepri mówią, że ma wyczucie koloru.

Wreszcie obiad na tarasie pośród setek zapalonych świec i bukietów mięty. Czasem zabawiają się w fałszywe potrawy z papieru i kremu do golenia, dla rozkoszy oczu.

Cóż powiedziałby Giedroyc na to beztroskie szafowanie czasem, trwonienie energii, bezproduktywny zachwyt korzeniem drzewa oliwnego opłukanym przez morze? Na kreowanie zdarzeń dla podrażnienia zmysłów?

Jak to on, powie kostycznie: "Kiedy Pan zamierza wracać? Niezbyt późno, mam nadzieję, bo zdziczeję do reszty. Już prawie na nikogo patrzeć nie jestem w stanie".

- Przez swą osobowość, różne utrudnienia wewnętrzne, Giedroyc nie miał łatwego dostępu do świata i ludzi - mówi Piotr Kłoczowski. - To uderzające, że interesowali go ludzie, którzy mieli taki dostęp, i to w różnych rejestrach - wysokim, jak Jeleński, i w niższym, jak Hłasko. Ta niezwykła zdolność do życia - to były antypody Giedroycia, miał słabość do takich ludzi.

Jeleński do Czapskiego: „W przeciwieństwie do Ciebie nie mam poczucia »obowiązku « pracy »twórczej « czy »intelektualnej «”.

Lubi konstruować świeczniki, które zawiesza na drzewach. Zrobił krzesło z kawałków drewna wyrzuconych przez morze. "Mógłbym tak żyć długo...". Ale w listach rozważa też najgłębsze problemy: stosunek do chrześcijaństwa, czym jest komunizm, czym jest poświęcenie dla drugiego człowieka, Brzozowski a Gombrowicz.

Dla Giedroycia ma inne wiadomości: uwagi o artykule Mieroszewskiego; sprawozdanie z rozmów z Aronem; analizy polityczne. Raz napisze, że bardzo mu brak ich spotkań w Romie. Ale nigdy już nie pozwoli sobie na ton, jakim opisał swe wzruszenie doznane u ołtarza Grünewalda.

W 1972 r. kupili z Leonor dom w Saint-Dyé nad Loarą. Letnie miesiące spędzali odtąd na spacerach wzdłuż rzeki i w okolicznych lasach lub na łożu Leonor, pośród rozrzuconych książek.

Wojciech Skalmowski, autor „Kultury”, przejrzawszy w styczniu 1998 r. numer „Zeszytów Literackich” poświęcony Fini, z niesmakiem komentował styl życia tej pary. „Można boki zrywać” - pisał do Sławomira Mrożka. Te koty wożone w specjalnych koszykach dwiema limuzynami”, „ten Jeleński, »tworzący « na golasa” w ruinach klasztoru, trójkąty i czworokąty „częściowo pederastyczne”, hucpa. Redaktorzy „zupełnie nie mają poczucia śmieszności - jeśli rzeczywiście tak uwielbiali tego »Kota «, to lepiej zapuściliby nad tym kurtynę milczenia”. Pytał: „Czy ty go trawiłeś jako znajomego?”.



Mrożek odpowiedział: kiedy przyjechał do Paryża, był „spragniony okrzesania”. „Uosobieniem sfery najwyższej, poprzedzonym legendą, wydawał mi się K. Jeleński. Zostałem dopuszczony, ale jakoś nigdy naprawdę nie wszedłem. Cierpiałem z tego powodu, ponieważ przypisywałem tę niemożność mojemu nieokrzesaniu i niedostatecznej atrakcyjności intelektualnej i innej. (...) Moje relacje z nim były pozornie łatwe i przyjemne. (Czyje nie były?) Pozorność ta wynikała z założenia a priori, że takimi właśnie będą. Myślę, że od takiego założenia zaczynały się wszystkie jego znajomości i dlatego były tak liczne, i aż w tylu wypadkach rzeczywiście łatwe i przyjemne. Jednak rzeczywista obcość, nie-wspólnota gatunków, była nie do przezwyciężenia”.

Iwaszkiewicz nazywał styl życia Jeleńskiego kosmopolitycznym snobizmem. Giedroyc był bliski tego osądu.

Dwa głosy

W autobiografii redaktor surową kreską portretuje Jeleńskiego: nazbyt oderwany od rzeczywistości polskiej, nazbyt kosmopolityczny, nazbyt wyrozumiały dla kompromisów polskiej inteligencji wobec PRL-u.

W ich stosunkach powracają fazy zniechęceń i kryzysów, zdarzają się lata nieobecności eseisty na łamach "Kultury" i w "Laficie". Jeleński krytykuje upolitycznienie pisma, wolałby je widzieć jako miejsce subtelnych rozważań literackich. Giedroyc nieustannie zabiega, by z Jeleńskiego ulepić człowieka polityki (na próżno). Wymaga ciągłej mobilizacji i oddania się "sprawie" (bezskutecznie). Zarzuca mu "francuską mglistość" (niesprawiedliwie).

- Jest kilka istotnych elementów w ich relacji - opowiada Piotr Kłoczowski. - Jeleński widzi w Giedroyciu postać anachroniczną w najlepszym tego słowa znaczeniu. To ktoś, kto z niezwykłą wolą mocy, w pojedynkę występuje przeciwko podzielonej Europie, na rzecz suwerennej i demokratycznej Polski. Musiało go to zafascynować. Rozumiał oczywiście tę tradycję emigracji: H?tel Lambert, książę Adam Czartoryski - że jest taki los w kulturze polskiej. Myślę, że Jeleński mógł Giedroycia widzieć w kategoriach nietzscheańskich, estetycznych - ten los jest fascynujący przez przegraną, przez podjęcie mission impossible.

- Swoim nieprawdopodobnym słuchem - kontynuuje Kłoczowski. - Giedroyc usłyszał bardzo wcześnie dwa głosy, które - jak dzisiaj wiemy - są decydujące dla drugiej połowy XX wieku i kondycji polskiej: Gombrowicza i Miłosza. To samo doświadczenie miał Jeleński. Kiedy tuż po wojnie ukazał się w Warszawie zbiór Miłosza "Ocalenie" i szybko dotarł do Jeleńskiego - on od razu rozumie, że to jest nowa jakość intelektualna i poetycka. To przekonanie dzieli z Giedroyciem. Oni się w pół słowa rozumieli w tej sprawie: Miłosz i Gombrowicz mówią coś ważnego Polsce i polskiej inteligencji. "Dziennik" Gombrowicza jest nauką wolności, wielkim lekarstwem dla młodych Polaków w Polsce. Ci dwaj pisarze głosem suwerennym odpowiadają na jej degradację. Trzeba więc robić wszystko, żeby im pomóc. Jeleński widział ich w kategoriach europejskich. Giedroyc dostrzegał bezcenną polityczną wagę tych głosów. Nie w sensie propagandowym, lecz jako głos - słowo, które w sposób suwerenny i mocny określi rzeczywistość w jej wymiarze indywidualnym i historycznym.

- Gombrowicz i Miłosz w lot łapali, że Jeleński to nie jest żaden "znawca" czy "esteta", tylko ktoś, kto od środka ich rozumie - mówi Kłoczowski. - Giedroyc również rozumiał, że Jeleński ma głęboki wgląd w to, co jest intymne i bolesne w procesie twórczym. Że zna cenę, którą trzeba płacić za pisarstwo. Giedroyc miał wielkie zaufanie do jego gustu i smaku. To Jeleński łączył Giedroycia ze światem sztuki i literatury.

W październiku 1987 r., krótko po śmierci Jeleńskiego, Miłosz przeglądał listy od niego, miał ich wiele. Jaki człowiek się z nich wyłaniał? W odczuciu poety - konsekwentny, prawy, wierny i mądry. Miłosz uznał jednak, że należy poczekać z publikacją listów, "bo za dużo w nich uwag drastycznych", dotyczących kręgu "Kultury" lat 1960-80.

Podwójny

Tych, którzy znali Jeleńskiego, uderzała jego podwójność. Polskość i kosmopolityzm, pisze Miłosz, "i kobiety i chłopcy".

Demokratyzm i elitaryzm, zauważa Aleksander Smolar, afirmacja wartości podstawowych i bezgraniczna prawie wyrozumiałość dla grzeszników.

Racjonalizm, stwierdza Krzysztof Pomian, i tropienie w świecie sił irracjonalnych. Libertynizm i okazywanie szacunku dla religii.

Przekładał na francuski poezję Karola Wojtyły. Przyjaźnił się z księdzem głębokiej wiary Józefem Sadzikiem. Miał swój udział w procesie zbliżenia lewicowych intelektualistów i Kościoła - doprowadził do francuskiej edycji książki Michnika "Kościół, lewica, dialog", którą przetłumaczył.

Reprezentował późne oświecenie, pisze Pomian, skłonne "przyznać prawo do istnienia przeciwieństwu siebie samego w imię wartości przez samego siebie wyznawanych".

*** Fragment książki Magdaleny Grochowskiej o Jerzym Giedroyciu i kręgu paryskiej "Kultury", która ukaże się w Świecie Książki

*** W najbliszym czasie w wydawnictwie słowo/obraz terytoria ukaże się zbiór pism Konstantego Jeleńskiego "Chwile oderwane" w opracowaniu Piotra Kłoczowskiego


 


audio books ksiazki / books muzyka / music dvd & video computer programs polish subjects in english
Copyrights © 2001 D&Z HOUSE OF BOOKS. ALL RIGHTS RESERVED
D&Z House of Books - Polish Book Store, Chicago, IL. USA
D&Z Dom Ksiazki - Polska Ksiegarnia
Designed by New Media Group, Inc.