ostatnia aktualizacja 2012-08-13 11:12:53.0
Sadomasochizm wkroczył na salony i do mieszczańskich sypialni za sprawą trylogii zapoczątkowanej książką "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Bestseller to mało powiedziane. Trylogia pobiła kilka rekordów sprzedaży, w tym najczęściej kupowanego e-booka w historii. Dlaczego 20 milionów kobiet oszalało na punkcie sadomasochistycznego porno?
- I jaka była reakcja? Szok? Ciekawość? Entuzjazm?
- Raczej te dwa ostatnie. Z przewagą entuzjazmu.
"Pięćdziesiąt twarzy Greya" i kolejne dwa tomy autorstwa E.L. James - "Ciemniejsza strona Greya" i "Nowe oblicze Greya" - sprzedały się w 20 mln egzemplarzy. Dzięki nim sadomasochizm wkroczył na salony i do mieszczańskich sypialni, a pejcze i kajdanki z futerkiem sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Pikantną historią zaczytują się studentki i emerytki, biznesmenki i nauczycielki, mieszkanki Manhattanu i Montgomery, ale przede wszystkim matki w średnim wieku. Amerykańskie media są pełne deklaracji zadbanych kobiet po czterdziestce określanych niezbyt sympatycznym mianem "milfa" (Mom I'd Like to Fuck - mamuśka, którą chętnie bym przeleciał), które zapewniają, że dzięki lekturze tych książek ich życie seksualne rozkwitło na nowo. Na tych samych łamach feministki spierają się, czy cykl ten cofnął ruch kobiecy do epoki kamienia łupanego, czy wręcz przeciwnie - pozwolił kobietom z podniesioną głową przyznać: tak, lubię klapsy i się tego nie wstydzę - moja pupa, moja sprawa.
Umarł chick lit, niech żyje mommy porn!
- Jesteś sadystą?
- Jestem Panem. - Szare oczy płoną.
- A co to znaczy? - pytam szeptem.
- To znaczy, że chcę, abyś dobrowolnie mi się poddawała.
Marszczę brwi, próbując przyswoić jego słowa.
- A po cóż miałabym to robić?
- Aby mnie zadowolić - szepcze, przechylając głowę.
Zadowolić go! Chce, abym go zadowoliła! Zadowoliła Christiana Greya. I w tym momencie dociera do mnie, że owszem, dokładnie na to mam ochotę. Pragnę, by był ze mnie zadowolony. To jak objawienie.
Bajka o księciu z elementami BDSM
Fabuła trylogii to mieszanka fantazji o księciu z bajki dla dorastających dziewcząt z elementami BDSM (Bondage, Discipline, Domination, Submission, Sadism, Masochism, czyli związanie, dyscyplina, dominacja, uległość, sadyzm, masochizm). W wersji light. Narratorka Anastasia Steele, nieśmiała studentka ostatniego roku literatury, poznaje 27-letniego miliardera Christiana Greya, gdy przeprowadza z nim wywiad dla uczelnianej gazetki. Z miejsca się zakochuje - i nic dziwnego, gdyż Christian jest bogaty jak Mark Zuckerberg, przystojny jak młody Brad Pitt, seksowny jak George Clooney i chętny do wspomagania ubogich niczym Matka Teresa. Jest rekinem biznesu, biegle mówi po francusku, gra na fortepianie, pilotuje helikopter, zna się na winach, lubi oglądać wschód słońca z paralotni i zasypuje wybranki prezentami - a to kupi macbooka, a to samochód, a to szafę pełną designerskich ciuchów i pierwsze wydanie "Tessy d'Urbervilles". Książę na białym koniu może mu buty czyścić.
Tyle że zamiast pogalopować z ukochaną ku zachodzącemu słońcu jak w porządnej bajce, Christian podsuwa jej kilkustronicową umowę: on będzie jej Panem, ona jego Uległą; ona będzie spełniać wszystkie jego zachcianki, a jeśli nie zadowoli swojego Pana, czeka ją kara wymierzona w Czerwonym Pokoju Bólu pełnym pejczy, kajdanek i pasów...
Piękny mężczyzna biczuje - co za rozkosz!
To streszczenie pierwszych dwustu stron. Przez kolejne półtora tysiąca Anastasia będzie na przemian przekonywać ukochanego do bardziej "waniliowej" wersji związku i doświadczać rozkoszy bycia wiązaną, biczowaną i skuwaną kajdankami.
Jego spojrzenie wwierca się we mnie, rzucając mi wyzwanie. Usta ma rozchylone - czeka gotowy do ataku. W głębi mojego brzucha wybucha niegasnące pożądanie. Wykonuję ruch wyprzedzający i sama rzucam się na niego. I nie mam pojęcia, jak do tego dochodzi, ale sekundę później leżę na łóżku z rękami przygwożdżonymi nad głową.
"Autorka to dar boży dla kobiet w średnim wieku"
Christiana, Anę i całą resztę wymyśliła Brytyjka E.L. James, a właściwie Erika Leonard, 49-letnia producentka telewizyjna, żona i matka dwóch synów. Jeśli wyobrażacie sobie twórczynię mommy porn jako boginię seksu w typie gwiazdy burleski Dity Von Teese albo przynajmniej zmysłowo oblizującej palce Nigelli Lawson, pomyślcie raz jeszcze. "Dar boży dla kobiet w średnim wieku", jak określiła ją jedna z fanek, jest pulchna i ciemnowłosa, ma wydatną szczękę, lubi jaskrawe lakiery do paznokci, złotą biżuterię i bezkształtne wzorzyste tuniki, natomiast nie przepada za publicznymi wystąpieniami, podczas których wyraźnie się spina. Autorkę niezliczonych scen, podczas których jej bohater daje bohaterce praktyczne wykłady z Kamasutry, krępuje zwłaszcza pytanie o seks.
- Tak, trylogia to moje fantazje wcielone w życie. Ale nie wiem, czy chcę się wdawać w szczegóły. Ujmijmy to w ten sposób: naprawdę dobrze się bawiłam w fazie researchu. Powiem tylko tyle. Właściwie to już się rumienię - stwierdziła w rozmowie ze szkocką gazetą "Daily Record". - Dlaczego? Jestem nieśmiała! Nie sądziłam, że to będzie tak cholernie wielki sukces. Nie chwaliłam się, że napisałam książkę, przybrałam pseudonim i myślałam, że będę dalej pracować w telewizji i pisać sobie na boku. Kto by pomyślał, że pikantny romans stanie się bestsellerem?
Ryan Gosling w roli pięknego Greya?
Bestseller to jeszcze mało powiedziane. Trylogia pobiła kilka rekordów sprzedaży, w tym najczęściej kupowanego e-booka w historii, a fortuna autorki według szacunków w najgorętszym okresie rosła w tempie prawie 1,5 mln dol. tygodniowo. Do tego 5 mln zapłaciło Hollywood za prawa do adaptacji, nad którą pracują już producenci oscarowego "Social Network". Do napisania scenariusza zgłosił się autor kontrowersyjnego "American Psycho" Bret Easton Ellis; w roli głównej widziałby Ryana Goslinga.
Autorka w wywiadach nie kryje, że szum wokół jej książek trochę ją przeraża. - Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek coś napiszę. Prawdopodobnie jakiś czas spędzę w małym, ciemnym pokoju - powiedziała dziennikarce "Newsday" podczas podróży promocyjnej po USA. - Nie mogę się doczekać powrotu do domu, założenia z powrotem swoich uggów i dżinsów, zrobienia prania i pokrzyczenia trochę na dzieci. Zwykłego życia. Tęsknię za tym. Nie chcę być sławna, naprawdę nie ma nic gorszego.
Co łączy "Zmierzch" i Greya?
Jak to się zaczęło? Cztery lata temu Erika kupiła bilet na "Zmierzch". Po powrocie z kina zamówiła wszystkie cztery książki uwielbianego przez (niektóre) kobiety i mieszanego z błotem przez (większość) krytyków cyklu o miłości nastolatki i wampira. I wsiąkła. - Kupiłam je sobie na Gwiazdkę, przeczytałam, a potem przeczytałam ponownie. A potem jeszcze raz. To najlepsza historia miłosna, jaką kiedykolwiek miałam w ręku. Jest bardzo erotyczna i bardzo inspirująca - chwaliła później w wywiadach.
Inspirująca na tyle, by wyłączyć telefon, zawiesić życie towarzyskie i pod pseudonimem "Snowqueens Icedragon" tworzyć fanfiction do "Zmierzchu". Fanfiction to pisane przez fanów dalsze ciągi przygód ulubionych bohaterów, zwykle o nikłych walorach literackich, ale pozwalające autorom i czytelnikom dłużej nie opuszczać uniwersum ukochanej lektury. Fanfiki Leonard, dużo pikantniejsze od oryginału, okazały się bardzo popularne. Erika rozbudowała więc intrygę, zmieniła imiona bohaterów, przeprowadziła internetowy research w społecznościach SM, zaszokowała przynajmniej jednego dilera samochodowego fachowym pytaniem, czy na tylnym siedzeniu jego auta da się uprawiać seks, a wreszcie przećwiczyła sporo sytuacji fabularnych z własnym mężem i wydała własną książkę.
- Gdyby mój komputer został skonfiskowany przez opiekę społeczną, odebraliby mi dzieci - zażartowała na spotkaniu z czytelniczkami. - To niesamowite, co można znaleźć w internecie. Raz jeden z moich wydawców stwierdził: "Tego się nie da zrobić". "Podeślę ci film z YouPorn" - odpowiedziałam.
Zamiast Belli Swan, wiotkiej ciemnowłosej nastolatki mieszkającej w Forks w stanie Waszyngton, główną bohaterką Erika uczyniła Anastasię Steele, wiotką ciemnowłosą 22-latkę mieszkającą w Seattle w stanie Waszyngton. Miejsce mrocznego wampira Edwarda Cullena z imponującą grzywą włosów zajął mroczny miliarder Christian Grey, takoż obdarzony imponującą fryzurą.
Tu jednak podobieństwa się kończą, bo o ile książki mormonki Stephenie Mayer bywały nazywane propagandą przedślubnej abstynencji, o tyle trylogia Leonard reklamuje coś zupełnie przeciwnego - nieskrępowany seks z dodatkiem akcesoriów. Na dwóch tysiącach stron trylogii bohaterowie zdzierają z siebie ubrania z regularnością godną niemieckiej kolei, a stosunek zawsze kończy się symultanicznym orgazmem, podczas którego Ana "krzyczy w konwulsjach i dochodzi, głośno krzycząc w materac zniekształconą wersję jego imienia", "eksploduje i rozsypuje się na milion kawałków", a "świat zapada się i znika z pola widzenia". Następnie kochankowie zaczynają od nowa.
Jak w życiu.
Ile razy można przygryzać dolną wargę?
Krytycy trylogii E.L. James nie pokochali. Autorce dostało się za wtórną fabułę, papierowych bohaterów, męczącą powtarzalność - gdy Ana po raz 15. na dziesięciu stronach przygryza dolną wargę, zapalając ognie namiętności w oczach Christiana, faktycznie zaczynasz jej życzyć, bo sobie ją w końcu odgryzła - i szmirowaty styl ("Gdy zdejmuje bokserki, jego erekcja wyskakuje na wolność. Rany Julek..."). Fraza "to mój własny lód o smaku Christiana Greya" została wręcz nominowana do tytułu najgorszej sceny erotycznej roku. "Jeśli jesteś w stanie przebrnąć przez takie zdania, musisz naprawdę, ale to naprawdę chcieć dotrzeć do scen uległego seksu" - napisała Katie Roiphe w okładkowym artykule w amerykańskim "Newsweeku". A recenzentka "Chicago Tribune" Jessica Reaves dodała: "Ujmując rzecz najprościej, autorka - która jest teraz oficjalnie odporna na krytykę, ponieważ ma więcej pieniędzy niż Bóg - nie jest dobrą pisarką".
Jak autorka obudziła "wewnętrzną boginię" w milionach kobiet?
Do polskich czytelniczek pierwszy tom trafi w sierpniu, więc przeprowadzam miniankietę wśród znajomych z USA. „Marie, czytałaś może » Pięćdziesiąt twarzy Greya «?” - mailuję do przyjaciółki z Kalifornii. „Nie, i nie zamierzam, zajrzałam raz, znudziło mnie. Bohaterka jest jak Kristen Stewart, naiwna i krucha, a bohater co pięć sekund mierzwi włosy. Żenada. Ale mam mnóstwo - naprawdę mnóstwo, jak o tym pomyśleć, to dość niepokojące - koleżanek, które to czytają i uwielbiają”.
Janine, koleżanka Marie: „Czytałam i polecam. Można się odstresować i zapomnieć o problemach. I pomarzyć - w końcu Christian i Ana uprawiają seks, którego wszystkie chciałybyśmy doświadczyć, ale nie zawsze to się udaje. I to prawda, że » Pięćdziesiąt twarzy... «może podkręcić życie seksualne, mnie poddało parę pomysłów. Co na to moja druga połowa? Moja dziewczyna myśli, że zwariowałam - ale ona dopiero zaczęła czytać pierwszy tom”.
Jackie: "Czy książka wpłynęła jakoś na moje życie erotyczne? Szczerze mówiąc, obecnie go nie mam, ale zdecydowanie wzmogła moje zainteresowanie seksem. Gdybym była w związku, na pewno czytałabym to w łóżku z chłopakiem, a potem pozwoliła wewnętrznej bogini przejąć stery"...
Dlaczego to akurat niezbyt sprawna proza E.L. James obudziła "wewnętrzną boginię" w milionach kobiet? Na pewno pomogła jej technologia - w końcu, przynajmniej na początku, najwięcej egzemplarzy sprzedawało się w wersji elektronicznej. Poza tym autorka zastosowała złotą recepturę: wymieszała znane motywy "Kopciuszka" i "Pięknej i Bestii" z niegrzeczną (ale nie za bardzo) erotyką i oblała wszystko grubą warstwą kiczu. Bo mimo opinii książki "perwersyjnej" "Pięćdziesiąt twarzy Greya" jest tak perwersyjne jak koronkowy gorset z wyprzedaży w sieciówce. W czasach gdy w internecie można znaleźć każdy rodzaj seksualnej preferencji, a swingersi ogłaszają się obok sprzedawców używanych samochodów, niewinna fantazja o dziewicach i pejczach nie łamie żadnego tabu. A sama historia ma ostatecznie prorodzinne przesłanie i jest pisana z mocno już nieaktualnym przekonaniem, że aby lubić BDSM, trzeba mieć co najmniej traumę z dzieciństwa.
Co na to feministki?
- Być może półpornograficzna idea kobiecego poddania szczególnie przemawia do nas w czasach, gdy męska dominacja jest bardziej krucha niż kiedykolwiek wcześniej - zastanawia się feministka Katie Roiphe. - Być może władza nie zawsze jest dla nas wygodna, równość to coś, czego pragniemy tylko czasami i tylko w niektórych miejscach, a siła i wiążące się z nią wymagania mogą być nudne.
Pisarka Ann Rice, której erotyczna trylogia o Śpiącej Królewnie na fali popularności "Pięćdziesięciu twarzy Greya" została wznowiona po 30 latach, uważa sukces E.L. James za zwycięstwo feminizmu. - Kobiety mają takie samo prawo do pornografii jak mężczyźni. Jeśli kobieta chce czytać o byciu zgwałconą przez pirata, to jej sprawa.
Feministyczna blogerka Avital Norman Nathman docenia fakt, że książki rozpoczęły dyskusję o tym, że kobiety lubią seks tak samo jak mężczyźni, miewają erotyczne fantazje i chcą o nich czytać. - Przestańmy traktować to jako farsę, kaprys albo brudny sekret. Nie oceniajmy, nie ośmieszajmy i nie zawstydzajmy innych ze względu na ich preferencje i potraktujmy kobiecą seksualność poważnie, jak na to zasługuje - zaapelowała.
Jednak wiele feministek uważa, że trylogia E.L. James przynosi kobietom więcej szkody niż pożytku, bo powiela niekorzystne dla nich stereotypy. "Pięćdziesiąt twarzy Greya" ich zdaniem sugeruje, że wszystkie kobiety tak naprawdę marzą o poddaniu się mężczyźnie, który będzie całkowicie kontrolował ich życie i podejmował za nie wszystkie decyzje, a to iście XIX-wieczny koncept. Ponadto powiela szkodliwy mit, jakoby miłość dobrej dziewczyny mogła zmienić mężczyznę, co z kolei w prostej linii prowadzi do syndromu żony alkoholika.
Gina Barecca, profesor z Uniwersytetu Connecticut, skarży się: - Sto lat ruchu kobiecego i gdzie jesteśmy? Kobiety wymykają się, by przeczytać "porno dla mam" na swoich tabletach.
A Marina DelVecchio z "Huffington Post" dodaje: - Te książki mówią kobietom, że pragną być uprzedmiotowione i zdominowane - w sypialni i poza nią. To pornografia w najczystszej formie, a pornografia trwa, bo pragną jej mężczyźni.
Erika Leonard krytyką się nie przejmuje. - Zawsze mówiłam, że nie mam wpływu na odbiór moich powieści. Jeśli ludzie je lubią, świetnie. Jeśli nie, też dobrze. Dostaję maile od najrozmaitszych kobiet i większość z nich wydaje się czerpać większą radość z seksu dzięki lekturze. Wiele pisze, że ich mężowie i partnerzy też mi dziękują. To wspaniałe, że dzięki moim książkom kobiety mogą mieć lepszy lub częstszy seks. A feministki? Myślę, że feministki też miewają fantazje.
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA