"Protestujący mają rację, gdy oskarżają Wall Street o bycie niszczącą siłą, zarówno gospodarczo jak i politycznie" - czytamy. Ekonomista podkreśla, że cynizm i wiara w to, że sprawiedliwości nigdy nie stanie się zadość, opanowały debatę polityczną w stanach. "W międzyczasie łatwo się zapominało, jak oburzająca jest historia naszych dzisiejszych ekonomicznych problemów" - pisze noblista.
Dzieli też przyczyny kryzysu na trzy etapy: po pierwsze bankierzy skorzystali z deregulacji i zaczęli "dziki bieg", który - oczywiście - wiązał się z wypłacaniem sobie dużych honorariów. Przez lekkomyślne udzielanie niepewnych kredytów, zaczęli tworzyć bańki spekulacyjne.

"Trzeci akt: bankierzy okazali swoją wdzięczność odwracając się plecami do ludzi, którzy ich uratowali, i poparli - również finansowo - polityków, którzy obiecywali nie podwyższać im podatków i zlikwidować delikatne regulacje wprowadzone na kanwie kryzysu" - twierdzi ekonomista. I pyta: jak można nie okazywać wsparcia protestującym dzisiaj na Wall Street?
Kto zagraża Ameryce? "Ekonomiczni rojaliści"
Zdaniem noblisty dzisiaj Ameryce nie zagrażają ludzie zbierający się i demonstrujący w dzielnicy finansowej Nowego Jorku, lecz ludzie określeni kiedyś przez Franklina D. Roosevelta mianem "ekonomicznych rojalistów". "Aby zrozumieć to wszystko, trzeba zdać sobie sprawę z szerszego kontekstu: zamożni Amerykanie, którzy wzbogacili się na oszukańczym systemie, reagują histerycznie na każdego, kto ośmieli się wskazać, jak bardzo ten system jest właśnie oszukańczy".
"Władcy wszechświata Wall Street zrozumieli swoją pozycję"
Skąd biorą się silne ataki na propozycje reform? Zdaniem Krugmana chodzi o to, że "władcy wszechświata Wall Street" zdali sobie sprawę, jak bardzo pod względem moralnym ich pozycja jest stracona.
"To są ludzie, którzy stali się bogaci dzięki tkaniu skomplikowanych schematów finansowych. I one - nie przynosząc korzyści społeczności amerykańskiej - wpędziły nas w kryzys, który wpływa na życie dziesiątek milionów współobywateli" - pisze noblista. Podkreśla, że opisywani przez niego bogacze cały czas prowadzą w tej "grze" - wygrywają, a zwykli podatnicy ją przegrywają.
Takie specjalne traktowanie nie może znieść ścisłej kontroli, więc - zdaniem ekonomisty - czerpiący z tego zyski robią wszystko, aby kontroli nie było. "Każdego, kto zwraca uwagę na oczywiste, nie ważne jak spokojnie i umiarkowanie, należy demonizować i wypędzić z tej sceny. Właściwie, im bardziej ktoś rozsądnie i umiarkowanie krytykuje, tym szybciej trzeba go zdemonizować".
Kto więc bardziej szkodzi Ameryce? Zdaniem Krugmana - bynajmniej nie protestujący. "Prawdziwymi ekstremistami są amerykańscy oligarchowie, którzy chcą powstrzymać krytykę źródeł swojego bogactwa" - podsumowuje.